Aleksander Korczak Wereszczyński

Z Korczak Pro Memoria
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Aleksander Wereszczyński
Adiutant, oficer Sztabu Głównego
Królestwa Polskiego
major
Rodzina Wereszczyński h. Korczak
Data urodzin 26 II 1795
Data i miejsce śmierci 1843; Taurys, Persja
Ojciec Maciej Wereszczyński
Matka Marianna Czarnecka
Odznaczenia

Aleksander Wereszczyński herbu Korczak ps. "Korczak", "Korczak H.", "Cortzak Coulbeaux", "Kulbo" (ur. 26 II 1795, zm. 1843, Taurys w Persji) - major Wojsk Polskich, powstaniec, adiutant Naczelnego Wodza Michała Gedeona Radziwiłła, dowódca Legii Podolsko-Wołyńskiej, obrońca twierdzy Zamość 1831 r., emisariusz, agent główny Hotelu Lambert w Turcji do 1836 r., kawaler złotego krzyża Virtuti Militari.

Lata młode

Urodził się na Podolu z rodziców szlacheckich - Macieja i Marianny z Czarneckich. Po ukończeniu liceum Krzemienieckiego osiadł w Kamieńcu, gdzie podjął pracę prawnika. Jak pisał W. Sabbatyn w jego nekrologu: "Zawód ten dał mu sposobność zebrania znajomości z młodzieżą patryotyczną, która pod pozorem prawnictwa, zgromadziła się w Kamieńcu, mniej już tym sposobem wystawioną była na podejrzenia rządu, i z większą łatwością zajmować się mogła środkami wybawienia Ojczyzny". Wśród licznych jego przyjaciół nie zbrakło nazwisk znanych i zasłużonych dla polskiej kultury, jak Adam Mickiewicz, czy Antoni Edward Odyniec. Spotkanie całej trójki tak wspomina w swym pamiętniku ten ostatni: "Podorożna pocztowa do Kowna leżała właśnie na stoliku u mnie, gdy przyszedł z pożegnaniem p. Alexander Wereszczyński, bardzo miły i zacny obywatel z Podola, wielki amator poezyi, który przebywszy czas niejaki w Wilnie, nazajutrz już miał z niego wyjechać. Postrzegłszy podorożnę do Kowna, oświadczył mi, że i on właśnie tąż drogą udaje się do Petersburga, i przeto zaproponował, abym jako jego towarzysz, podróż tę w wygodnym powozie razem z nim bez kosztu odprawił. Było mi to bardzo na rękę, a zwłaszcza zdało się pomyślną wróżbą, że wszystko tak dobrze samo przez się składa.
Dnia więc 3-go Maja 1823 r., wyruszyłem pierwszy raz w życiu w podróż sam przez się pocztą, i wprost dla przyjemności serca. Myśl ta, w połączeniu z celem podróży, trzymała mię w radośnem upojeniu przez drogę, i tegoż dnia nad wieczorem stanęliśmy w Kownie. Pobiegłem wprost do mieszkania Adama, i spotkałem go właśnie na wschodach, gdy już na spacer wychodził. Nie wracając przeto do siebie, sam poszedł ze mną do Wereszczyńskiego, kazawszy iść za sobą chłopcu, po zabranie stamtąd mych rzeczy. Wereszczyński tak był uszczęśliwiony z wizyty Adama, iż ugaszczając na hojnie, cały wieczór zatrzymał u siebie, i o północy sam dalej pojechał. Adam wracając do domu, zaczął dopiero troskać się po drodze gdzie i jak mię do snu ułoży; gdyż mu to przedtem zgoła na myśl nie przyszło".
Prócz zawierania znajomości próbował w Kamieńcu także swych sił w handlu winem, choć jak przekazuje M. Rolle: "wyszedł na tem przedsiębiorstwie bardzo niefortunnie". Więcej korzyści przyniosła mu bez wątpienia służba u księcia Henryka Lubomirskiego, który uczynił go swoim komisantem w Odessie. W nekrologu czytamy: "Alexandrowi Wereszczyńskiemu wyższe zdolności, żywość charakteru i znajomość praw krajowych, wzbudziły ufność w majętnych domach, które nie wahały się powierzać mu prowadzenie swoich interesów. Na tej drodze dorobił się A. Wereszczyński, przez szczęśliwe prowadzenie rzeczy, dość znacznego kapitału, który udało mu się jeszcze podwoić w antrepryzach handlowych, gdy z kilku przyjaciółmi założył dom handlowy w Odessie i Berdyczowie
Ale A. Wereszczyńskiego, nie zrobienie majątku było celem, ani handel zatrudnieniem jedynem, on mu służył tylko za pokrywkę i ułatwienie w innych działaniach, do których go uczucie obowiązków względem Ojczyzny ciągnęło. A. Wereszczyński osłoniony swoim zatrudnieniem, mniej zwracał na siebie oczu, w każdy punkt Polski mógł z łatwością dojechać, każdą komunikacyą zawiązać, każdą xiążkę przez rząd zakazaną dostarczyć. Należał też do wszystkich konspiracyi, i można powiedzieć, iż był jakby nicią komunikacyjną tego życia narodowego, które na wszystkich punktach starodawnej Polski istniało".
O jego działalności w Odessie świadczy chociażby "Katalog Duplik Biblioteki Puławskiej", wydanym przed ich licytacją mającą rozpocząć się 29 IX 1829 r., w publikacji tej zawarto listę pośredników, mających pomagać osobom mieszkającym z dala od Warszawy wziąć udział w aukcji. Zainteresowani mieli zgłaszać do "przyjmujących tego rodzaju kommissa przysyłając in wcześniej (porto franco) numer dzieł żądanych, maximum ich ceny, oraz fundusz na zakupna". W Odessie interesantów przyjmował właśnie Wereszczyński.
Po wspomnianej licytacji przebywał jakiś czas w Dreźnie, korespondował wówczas z późniejszym szefem Wydziału Wyznań Religijnych, Oświecenia i Sprawiedliwości w Rządzie Narodowym - Joachimem Lelewelem. Poniżej treść jednego z jego listów.

Drezno, 4 listopada n/s 1829


Wielmożny Joachim Lelewel w Warszawie

Bez oświadczeń, bo pochlebiam sobie: że Pan o szczerym moim przywiązaniu przekonany, bez przystępów; bo jak najmniej drogiego Mu Czasu powinienem zabierać, ku ściśle handlowym, przyzwoitym mi obyczajem, przystępuję. Już widziałem się z Bronikowskim, który użalał się przed będącemi tutaj Polakami jakoż Pan Hofman wybraniał się uiszczać umowę, o tłumaczenie ostatniego Jego Dzieła zawartą, którego nawet rękopism pierwszych 42 części już Mu posłał. Co robi autorowi stratę, nie tylko kwoty za to Polskie tłumaczenie i wydanie umówionych, jeszcze opóźnia wyjście Edycyi Niemieckiej, bo wolą było Bronikowskiego aby obiedwa razem dzień ujrzały. Takowa strata w obecnym jego położeniu czuć mu się dotkliwiej dająca, może go zaprawdę pobudzić do skarg przed literackim światem, na mocy pism i upewnień P. Hofmana, do których jak powiada Bronikowski, szanowny Niemcewicz pośredniczył.
Wysoce ceniąc imiona wyżej wmieszane, a jednostronnie nie stanowiąc jednego sądu, mniemam najlepszym cały ten przedmiot podać łaskawiej Pana uwadze, pewny że to będzie najsnadniejszym środkiem dojścia łagodnego końca.
Sąsiad mój, Podolanin Wilhelm Żabski, na którego ręce niniejszy przesyłam/ polecając i siebie i oddając łaskawym Pana względom:/ obszerniej objaśni w potrzebie i spór cały i położenie obecne Bronikowskiego, który sam także w tym przedmiocie do Niemcewicza miał pisać.
Jeśli swobodną jaką chwilkę znajdzie Pan wśród swych niezmordowanych zatrudnień, ważyłbym się prosić o odpisanie mi pary słów jak Pan rzecz tę znajdzie - list zaś przesyłać mi do Drezna pod adressem Antoniego Kraszewskiego na JohaniJGarre N. 25.
Przepraszam, szczerze przepraszam za natręctwo i wyznaję rzetelne przywiązanie i uszanowanie

A. Wereszczyński



Podczas powstania

Intendentura

Joachim Lelewel, grafika A. Maurina dit l'aîné 1832-37

Jak za pamiętnikiem Lucjana Michalskiego przytacza M. Rolle: "Po kilku latach praktyki finansowej, prowadzonej na dość znaczną skalę, poznawszy się dobrze z miejscowymi i zagranicznymi bankierami, doszedł do wielkiej fortuny. Po otrzymaniu wiadomości o rewolucji w Warszawie, jako dobry i szczerze kochający swój kraj Polak, zwija bank, kończy rachunki za wszystkimi bankierami i zabrawszy - chociaż nie wszystkie jeszcze - pieniądze mu należne, z całą zebraną gotówką przekrada się do Warszawy". Przybywszy do kraju wziął na siebie obowiązek zadbać o zaopatrzenie twierdzy Zamość. Jeszcze w grudniu 1830 r. jako delegowany intendent (od 6 I 1831 r. oficjalnie zastępca Intendenta Generalnego Wojska w województwie lubelskim), uznał dostarczony do niego kontyngens za niewystarczający, w celu uzupełnienia zapasów zarządził więc powtórną dostawę liwerunku z obwodu hrubieszowskiego. Obejmował on: 2018 korce żyta, 1264 korce jęczmienia, hreczki, lub grochu, 1897 korce owsa, 1522 cetnary siana, 1415 cetnary słomy oraz 552 sztuki bydła. Ta nieplanowana dostawa dostarczyła nieco problemów, tak komisji wojewódzkiej, jak również władzom centralnym.
Wereszczyński nie poinformował o swoich zamiarach władz wojewódzkich, które dowiedziały się o nich dopiero z prywatnych doniesień - dość poza tym nieścisłych. Komisja była informowana o dostawach z obwodów krasnostawskiego, zamojskiego, i hrubieszowskiego równolegle, co wywołało pewne zamieszanie. Władze lubelskie zostały także zmuszone wystosować 8 I 1831 r. pismo do Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych - celem uzyskania zatwierdzenia dostawy przez Radę Najwyższą Narodową, co znowu było konieczne Komisji Rządowej Przychodów i Skarbu, by ta mogła potrącić ją w podatkach. Nie pojąwszy decyzji samodzielnie 17 I 1831 r. Rada zwróciła się do dyktatora Chłopickiego, który to dopiero dostawę potwierdził. Zrobił to z marszu jeszcze dnia złożenia prośby.
Problematyczna była także zarządzona przez Wereszczyńskiego dostawa beczek do peklowania mięsa. Tu na drodze nie stała już jednak biurokracja, lecz brak rzemieślników - wszyscy bednarze z okolic Zamościa byli już w tym czasie zajęci wytwarzaniem fass na mąkę. W tym przypadku Komisja Wojewódzka, wezwana nota bene do tego przez Aleksandra, już 29 XII 1830 r. poleciła zebrać w Lublinie i miastach okolicznych obwodu lubelskiego stare, lecz dobre jeszcze beczki od winiarzy, piwowarów, bednarzy itd., z adnotacją, iż jeżeli właściciel nie złoży ich na rzecz powstania jako ofiary, płacić za nie z funduszu komendanta twierdzy.
Dnia 7 I 1831 r. wydał Wereszczyński instrukcję tymczasową, zgodnie z którą, choć również po zaciągnięciu opinii komendanta, zostały założone w twierdzy magazyny - dystrybucyjny i rezerwowy. Organizacją ich zajął się Buchowiecki - Komisarz Wojenny Zamościa od 17 XII 1830 r. Magazyn dystrybucyjny podzielony został dalej na dwa, żywności i furażu. Wszelkiego rodzaju produkty zostały umieszczone w kościele pofranciszkańskim, kazamatach, a także przeznaczonych na ten cel salach i mieszkaniach na terenie całej twierdzy.
Jako pełnomocnik Intendenta Generalnego, zarządzał Wereszczyński także rezerwowymi magazynami w Lublinie, Kazimierzu, Krasnymstawie i Puławach. Do 10 I 1831 r. dostarczono do nich łącznie 18084 korce żyta, 300 korcy jęczmienia, 50000 owsa, 1700 grochu, 52625 cetnarów siana.
Tak jego poczynania z tego okresu opisano w "Kurierze Warszawskim" z 30 I 1831 r.: "Doszła go wieść w Odessie, że Polska kruszy kajdany. Zostawił rodzinę i udał się do Galicji. Dowództwo powstania skierowało o do intendentury w województwie lubelskim. Polecono mu zaopatrzyć twierdzę w żywność na 6 miesięcy - a on z własnego natchnienia w ciągu 25 dni magazyny rozmaitym zbożem na 9 miesięcy. W samym Zamościu zaprowadził tak potrzebne warsztaty broni. Poskupował partie koni".

Komitet

Jeden z ochotników w składzie Legii Litewsko-Wołyńskiej - kpt. Leon Korab-Chrzanowski

Wereszczyński dowiedziawszy się o przygotowywanych z rozkazu Mikołaja I adresach, w których to Wołyń i inne gubernie miałyby wyrzec się polskiego powstania, a także obserwując bezczynność zarówno dyktatora, jak również Sejmu w kwestii ziem zabużańskich postanowił w sprawie tej zadziałać. Począł zbierać wkoło siebie obywateli "z zabranych prowincji". Z osób tych jak przekazuje S. Barzykowski: "Utworzono komitet ziem Litewsko-Ruskich. Wiedział o istnieniu jego Dyktator, a członkowie Rady narodowej byli do jego grona zaproszeni, zaś minister spraw wewnętrznych został na prezydującego komitetu obrany. Najczynniejszym członkiem w tym komitecie był niezaprzeczenie Aleksander Wereszczyński, obywatel z Wołynia. Jego pomocnikami byli: Bartoszewicz, Domejko, Adolf Gedrojć i inni. Wereszczyński często znosił się z księciem Czartoryskiem i Lelewelem, bo wpływ tych mężów na tamte prowincye był nadzwyczajnie wielki. Pierwszy znaczył wszystko między obywatelami, drugi między młodzieżą. Z ustaniem Dyktatury komitet podwoił swoję czynność, zdawało mu się bowiem, iż chwila działania się zbliża. Dopełnił mianowicie dwóch czynności:
1) Podał adres do Sejmu w imieniu mieszkańców tamtych ziem z oświadczeniem, iż przystępuje do powstania narodowego i Sejm Królestwa uznaje za najwyższą władzę, i uprasza go, aby niepodległość tamtych prowincyi ogłosić zechciał;
2) Dołączył prośbę o nakazanie rządowi, aby legia Litewsko-Wołyńska utworzona została".
Tak przebieg głosowania nad wspomnianym adresem opisano w nekrologu: "Jakoż adres ten podpisany przez 200 osób z górą, przez obywateli Litewsko-Ruskich, podanym został Sejmowi przez delegacyą, na której czele był Wereszczyński, na posiedzeniu 24 stycznia 1831 r., a wniesiony przed Joachima Lelewela, naprzód Izbie Poselskiej, potem zaraz Senatorskiej, i w obu z jednomyślnym okrzykiem został przyjęty, a na wniosek jednego z Posłów, Izba Poselska postanowiła, aby adres obywateli Litwy, Wołynia Ukrainy, wszystkim Dworom Europejskim był komunikowany i W odpowiedzi Izby Poselskiej, ułożonej przez Lelewela, nim jeszcze został członkiem rządu, czytamy te słowa: «Wy odnawiacie z nami starodawną jedność narodów, my więc chcemy, ażebyście wspólnie z nami, dla obu narodów konstytucyę uchwalili, i wspólnie z nami o koronie polskiej wyrzekli, aby ją powierzyć temu, kto się jej godnym okaże.» Wkrótce potem na sessyi Izby Poselskiej 1 lutego, Poseł Jasiński wniósł projekt utworzenia legijonów, podpisany przez Wereszczyńskiego i innych delegatów, który pożądany skutek otrzymał".
Na inne szczegóły uwagę zwrócił Barzykowski: "Dla pewniejszego przeprowadzenia w Sejmie tych dwóch spraw wielkiej wagi wyznaczona została komisya, która miała się znieść z członkami obydwóch Izb. Pozyskawszy odpowiednie przyrzeczenia, dnia 24 Stycznia, przybyła na Sejm deputacya tych prowincyi. Marszałek wprowadzić ją dozwolił. Była to chwila solenna, chwila prawdziwych uczuć narodowych. Czasy Jagiełły i pięknej Jadwigi stanęły w pamięci niejednego, lica łzą się zrosiły. Izba, przyjmując deputacyą, czyniła wprawdzie krok pełen uczuć narodowych, ale zarazem krok bardzo śmiały, bo było to stanowcze wypowiedzenie wojny carowi Mikołajowi. Deputacya złożyła adres u laski, a Lelewel miał mowę pełną wspomnień historycznych, uczuć narodowych, ale co do samej rzeczy, jak Sejm ma postąpić i co ma uczynić, nic nie przedstawił".

Legia i szlak bojowy

Legia Litewsko-Wołyńska konna
mal. F. Dietrich

Zachęcony entuzjazmem wśród posłów Komitet Ziem Litewsko-Ruskich podjął się sformowania nowej jednostki wojskowej pod nazwą Litwy i Ukrainy. Jej projekt został złożony Sejmowi przez posła Jasińskiego - komisarza sejmowego. Nie czekając na odpowiedź władz członkowie Komitetu uchwalili wystawienie ochotniczej formacji pieszej i konnej, tzw. Legii Litewsko-Wołyńskiej już 29 I 1831 r. Ambitni działacze planowali początkowo utworzyć nawet dwie oddzielne Legie - mówi o tym dokument: "Skład Legjów Litewskiej i Wołyńskiej". Pierwsza z nich - nazwana Litewską miała działać na północy, druga - Wołyńska na południu. Mimo, że Sejm wyraził zgodę na obie jednostki, ostatecznie zdecydowano się powołać tylko jedną, powód był prozaiczny - braki kadrowe.
O tym, jak wiele emocji budziła planowana formacja, świadczy ożywiona dyskusja nad jej nazwą, którą tak wspomniał późniejszy generał Ludwik Mierosławski: "Szło już o nazwę dla tej arki Zaniemeńskich westchnień. Marszałek zaproponował nazwę Litewsko-Żmudzko-Białoruskiej i Wołyńsko-Podolsko-Ukraińskiej dla dwóch oddzielnych Legii - jedna działałaby na północy, druga na południu. Izba zgodziła się na tą federacyjną gmatwaninę". Tytułów dla ów jednostki wymyślano jeszcze wiele, padały propozycje: Legia Zaniemeńska, Legia Litewska, Wołyńska, Litewsko-Podolska, Podolsko-Ukraińska, Ziem Ruskich. Ostatecznie pozostano przy Legii Litewsko-Wołyńskiej. Postanawiając, pozostałe nazwy nadawać kolejnym Legiom, jakie planowano tworzyć w miarę posuwania się wojsk polskich na dawne kresy wschodnie.
Pierwotnie planowano utworzyć dwa pułki kawalerii i dwa bataliony piechoty - zajęcie Litwy i Ukrainy przez coraz liczniejsze siły Rosyjskie uniemożliwiło jednak pobór rekruta - ostatecznie ograniczyć trzeba się było do jednego szwadronu i jednego batalionu. Za formowanie jednostki odpowiedzialny był specjalnie powołany komitet organizacyjny, w którego skład weszli minister spraw wewnętrznych Bonawentura Niemojowski; odpowiedzialny za kontakty z Rządem Narodowym, Komisją Rządową Wojny i naczelnym wodzem poseł litewski Antoni Bernatowicz; wileński filaret Adolf Januszkiewicz jako kasjer, naczelny lekarz Karol Kaczkowski i Wereszczyński - jemu powierzono kwestie umundurowania i umontowania.
Jednostkę tworzyli ochotnicy - mieszkańcy dawnych kresów, którzy już w grudniu 1830 r. zaczęli przybywać do Królestwa, kwestią rekrutacji zajęli się także wysłani na wschód emisariusze. Z ówczesnych przekazów wynika, że do Legii wstąpiło około 200-300 przebywających w granicach Królestwa Litwinów, choć jeden z pamiętnikarzy wspominał o znacznie większej liczbie chętnych: "cała hurmem rzuciła się do Warszawy i zaczęła tam tworzyć tak zwane litewskie i wołyńskie legiony. Co tylko było lepszego, energiczniejszego z młodzieży - wszystko tam pobiegło". Ten nieznany z nazwiska autor wydanych w Paryż w 1845 r. pamiętników podaje także, że na skutek tego zjawiska całe powiaty grodzieński i białostocki zostały wręcz ogołocone w patriotycznie nastawionych młodych.
Jak podaje J. Jaworski: "zatwierdzony przez Rząd Narodowy komitet organizacyjny Legii otrzymał na pierwsze swe żądanie ze skarbu narodowego 10 tys. zł, a na drugie 40 tys. zł. Aby jednak nadmiernie nie obciążać wydatkami skarbu, wezwano naród do ofiarowania składek. Szczególnie ofiarnym okazało się województwo kaliskie, a spośród osób prywatnych ks. Anna Sapieżyna, ks. Izabela Czartoryska, h. z Sanguszków Beniga Małachowska i posłowa Jabłonowska (po kilkadziesiąt dukatów, złote obrączki, srebrne półmiski itp.). Dary te miały być przeznaczone na potrzeby prostych żołnierzy. W czerwcu urzędnicy warzelni soli w Ciechocinku złożyli dla Legii dar w wysokości zebranych pośród siebie 55 zł biletami kasowymi, za co dowódca dziękował in na łamach prasy ["Dziennik Powszechny Krajowy", 22 VI 1831]. Do pomocy w formowaniu Legii władze wezwały także Komisję Rządową Wojny. Ta przeznaczyła na ten cel nadwyżkę koni z dywizjonów jazdy gen. Józefa Dwernickiego oraz umontowanie do nich, a ponadto materiał na mundury. Z funduszy Legii wydzielono potrzebne kwoty na «utrzymanie przybyłych Braci z Wołynia i Litwy»".
Legia organizowana była w pałacu Kossowskich, przy ul. Bielańskiej 608 w Warszawie. Zapisy do jazdy na dole, do piechoty na piętrze, komitet organizacyjny wzywał na łamach prasy wszystkich Litwinów, Wołynian, Podolan i Ukraińców "chcących w wiekopomnem zjednoczeniu walczyć za sprawę ukochanej Ojczyzny", do stawienia się pod wspomnianym adresem, gdzie czekają na nich kwatery, wyżywienie, broń i mundury - ogłoszenia ukazały się w "Kurjerze Warszawskim" z 7 II 1831 i "Gazecie Warszawskiej" 13 II 1831 r.

Polskie jednostki z czasów powstania, nr 11 (drugi z prawej pieszo) jazda litewsko-wołyńska

Dnia 9 II w "Kurjerze Warszawskim" ukazała się odezwa: "Już trąba wojenna grzmiąca nad Bugiem i Niemnem zapowiada nam oswobodzenie ojczyzny naszej na zawsze z pod obcej przemocy. Już ziomkowie wasi zza Niemna i Buga w Warszawie zgromadzeni, solemnym aktem z dnia 22 stycznia r.b. przystąpili do rewolucji, uznając za nieprawne przed całą Europą wszelkie związki Targowickim podobne, jako niezgodne z waszą wolą, a przemocą Rossji wymuszone. Już bracia wasi z krajów zabranych tworzą Legie Litewską i Wołyńską stanowiącą zbrojną reprezentację krajów do Rossji odebraną. Już wydane proklamacją Rządu najwyższego narodowego z dnia 7 lutego postanowienie, że Polacy nie złożą miecza do pochwy, dopóki nie oswobodzą z niewoli rossyjskiej Litwy, Wołynia, Ukrainy i Podola (...).
Litwini! Czas już przerwać gwałtowną powódź milionów nieszczęść, czas pomścić się tylu łez niewinnych, jęków, lamentów nieszczęśliwych ojców, matek, braci sióstr i synów waszych, czas upomnieć się o pohańbioną i zdeptaną ludzkość, o zniewagę chwały Boga ojców naszych. Już nowa generacjo litewska jęczysz pod żelaznym berłem Rossji, a ostatnia zrodzona wśród ciemnic despotyzmu, nie ujrzałaś nigdy za życia swojej jutrzenki swobody.
Młodzieży Litewska! Nadziejo ojczyzny! Ty najlepiej nas zrozumiesz. Pospieszaj zapełnić Legje Litewskie, które całe wrą żądzą zaniesienia na świętą ziemię naszą pierwszej wieści ocalenia ojczyzny. Dzieci Litwy! Rzućcie się w objęcia matki waszej zmartwychwstałej; do broni bracia, do broni!".
Po kilku dniach ukazała się kolejna odezwa zakończona słowami: "Rozszarpane członki przemocą najezdnika, dajcie znak życia, poruszcie się i zrastajcie w jedno ciało, dokonajcie tej pysznej drammy przy oklaskach Europy, zwycięstwa władzy ludu nad przywłaszczoną potęgą despoty, a wtedy z dzwon swobody uderzym, nawet dla samych Rossjan dając iedyny w dziejach ludzkości przykład jak sami wolni, drugim wolność i swobody ogłaszamy. Niech żyje Ojczyzna!". Odezwy te nie odniosły spodziewanych rezultatów - sztab Legii musiał nawet zwrócić się do Zarządu Municypalnego Warszawy, by ten ze swych ksiąg rejestrowych zrobił spis osób przybyłych w ostatnim czasie z terenów Litwy, Wołynia i Podola. Ten uzgodniony wcześniej z Komisją Wojny zabieg, miał być pomocny w razie potrzeby zorganizowania zaciągu przymusowego. Dnia 12 II 1831 r. w "Kurjerze Warszawskim" ogłoszenie wzywające potencjalnych legionistów, by nie czekając "sromotnego dla wolnego żołnierza przymusu" dobrowolnie sami zgłosili się pod "chorągwie tryumfalnej sławy". W "Gazecie Warszawskiej" z 18 II wezwanie by ci, którzy już zapisali się do Legii, zgłosili się wreszcie do koszar.
Mimo początkowych trudności już w połowie lutego koszary na Bielańskiej zapełniły się całkowicie - zabrakło w nich nawet miejsca dla wszystkich zgłaszających się ochotników, w związku w tym Legię przeniesiono do koszar Mirowskich - kancelarię sztabu kawalerii umieszczono w pierwszym pawilonie na lewo, na I piętrze. Swój chrzest bojowy jednostka przeszła już najprawdopodobniej przed całkowitym jej sformowaniem - Legia konna walczyła zapewne w pierwszej bitwie pod Wawrem 18 II. Pośrednio wskazywałby na to fakt z biografii płk. Aleksandra Błędowskiego - dowódcy konnicy Legii, który podczas tej właśnie potyczki stracił nogę i trafił do rosyjskiej niewoli. W swoich pamiętnikach o kilku szwadronach litewsko-wołyńskich stojących już w styczniu na linii bojowej pod Warszawą wspomina gen. Ignacy Prądzyński. W rozkazie z 21 II 1831 r. ówczesny gubernator Warszawy gen. Stanisław Woyczyński informował dowódcę sił zbrojnych na lewym brzegu Wisły - gen. Stanisława Klickiego o miejscach stawienia się poszczególnych jednostek wchodzących w skład garnizonu miasta Warszawy na wypadek alarmu. Legii Litewsko-Wołyńskiej wyznaczono teren Placu Saskiego. W tym samym czasie o Legii wspominał także rosyjski historyk - pochodzący z Prus - Fridrich Smitt - nazywający jednostkę "Legionem Litewskim".
Jak wspomina późniejszy towarzysz broni Wereszczyńskiego żołnierz-poeta Maurycy Gosławski "Utworzony komitet pod przewodnictwem Bonawentury Niemojowskiego zajął się spiesznie wystawieniem legii konnej i pieszej litewsko-wołyńskiej. Wereszczyński był najczynniejszy w tej całej robocie i właściwie jego staraniem w miesiącu lutym 25 wystąpiły już dwie kompanie legii pieszej, a 31 marca legia konna, jak stary pułk umontowana, po odbytych lustracjach stanęła do boju".

Olszynka Grochowska
Chłopicki ze sztabem, mal. Wojciech Kossak; adiutanci w bikornach

Dnia 25 II 1831 oddział Legii pieszej Litewsko-Wołyńskiey stanął pod dowództwem płk Kwiatkowskiego na polu bitwy pod Grochowem. W bitwie tej brał udział także Wereszczyński, tak jego udział za zapiskami Michalskiego przytacza M. Rolle: "Przybył przed samą bitwą grochowską. Melduje się nowemu już wtedy naczelnikowi, generałowi księciu Radziwiłłowi; uwiadamia, że mając pieniądze, chciałby je użyć na potrzeby kraju i wysztyftować jakiś oddział wojska dla pobicia Moskali. Radziwiłł przyjmuje go najserdeczniej i robi go swoim adjutantem. W batalii grochowskiej był przy boku księcia, który go wysłał z rozkazami do generała Żymirskiego, gdzie został ranny w nogę ułamkiem granatu; przywozi wiadomość, że generał ubity, a wtedy generał Chłopicki powiada: «szkoda, że nie pół godziny przedtem». I pomimo tych cierpień nie opatrzył rany, a do końca bitwy dotrwał, nie odstępując od boku naczelnego wodza, który - nie wiedząc o niczem - posyłał go ciągle z rozkazami do różnych oddziałów wojskowych. Aż dopiero sam książę, spostrzegłszy krew na jego nodze i widząc go zbladłego z bólu, odprawił go do ambulansu. Po opatrzeniu rany przez dra Karola Kaczkowskiego, kolegę swego szkolnego, wraca znowu na plac boju, ale już go wtedy naczelnik plajzerowanego nie posyłał, ale zostawił przy swoim boku do końca batalji".
Wspominany gen. Żymirski dowodził umiejscowioną w centrum pola 3 Dywizją Piechoty. Jednostka poniosła ogromne straty, lecz przez wiele godzin powstrzymywała gwałtowne ataki rosyjskie. W czasie krwawego boju gen. Żymirski został śmiertelnie ranny - kula armatnia oberwała mu ramię.
"Gazeta Warszawska" z 20 III 1831 r., tak opisała udział Legii Litewsko-Wołyńskiej w walkach: "W pamiętnej bitwie pod Grochowem, dnia 25 lutego oddział Legii pieszej Litewsko-Wołyńskiey miał także udział pod dowództwem walecznego pułkownika Kwiatkowskiego. Jeżeli widok tryumfów i bohaterskiego starcia żałnierza Polskiego w podziwienie nas wprawia, tedy na niemnieyszą zasługuje chwałę męztwo i poświęcenie bez granic młodych ochotników. Jako naoczny świadek widziałem dzielną młodzież wspomnianej legii w liczbie 200 znoszącą z rozkoszą przez dni wiele trudy obozowe na pierwszej linii boiowey. Od początku bitwy legia stojąc w assekuracyi armat, wstrzymywała z zimną krwią naytęższt ogień działowy przez godzin kilka. Po odebranym rozkazie zaiąwszy poniżey stanowisko, dała szczęśliwie ognia do oddziału kiryssyerów na łeb do zguby lecących, których reszta pozostała wpadła na Wolnych Strzelców i tam grób ostateczny znalazła. W końcu bitwy legia utraciła kilku ludzi od ognia kartaczowego, którym mocno rażona, dała iednak dowody wytrwałości w boju, iaką stary tylko żołnierz okazać jest w stanie. Miło iest mi oddać tę sprawiedliwość młodzieży Litewskiey, która dotąd przez nikogo w pismach publicznych nie została pomieszczoną".

Zamość i Wołyń
Olszynka Grochowska, mal. Jan Rosen;
żołnierze 3 Pułku Ułanów, po prawej stronie adiutant sztabowy

Niewiele czasu potrzebował Wereszczyński na zagojenie ran spod Grochowa - już w marcu znajdujemy go w Zamościu, pod komendą gen. Józefa Dwernickiego. Generał rozważał natenczas kwestie możliwości przeniesienia powstania także na Wołyń. W tym celu 15 III wysłał "obywatela wołyńskiego Dobrzyńskiego z rozkazem przygotowania powstania i rozpoczęcia go z chwilą wkroczenia korpusu wojska polskiego na Wołyń" (J. Feduszka). Faustyn Dobrzyński nie wykonał zadania - dotarłszy do celu zaginął. Nie mogąc doszukać się swego emisariusza Dwernicki już 17 III powierzył tą samą misję Wereszczyńskiemu. Więcej, choć dość nieprecyzyjnych szczegółów, podaje w tej sprawie Wrotnowski: "Obecny w Zamościu pewien Wołynianin nie wiele mógł oświecić w téj mierze: zaręczał ogólnemi wyrazami, iż duch mieszkańców jest najlepszy i wszyscy gotowi są chwycić się do broni. Drugiego dnia przybył z nad granicy inny obywatel wołyński. Ten siłę nieprzyjaciela podawał na 9,000 i 4 baterye artyleryi, udzielał wiele dobrych, lecz zawsze nie dość pewnych nowin. Jenerał dodawszy mu oficera Wereszczyńskiego, odprawił z listami do kilku znakomitych osób, żądając od nich dokładniejszych wiadomości tak pod względem sił moskiewskich, jako i przysposobień do powstania". Aleksander nie sprawdził się w roli wywiadowcy - dostarczone przez niego informacje były zbyt ogólne, nie dał rady również dobrze zorientować się w kwestiach liczebności i rozmieszczenia wojsk rosyjskich w terenie.

Lepiej natomiast sprawy szły z formowaniem legionów - dnia 31 III Legia konna była gotowa do wymarszu - informacje o niej w "Kurjerze Warszawskim" z 2 IV - "Piękny ten hufiec złożony z braci naszych (...) pała chęcią dowieść, że dla oswobodzenia całej naszej ojczyzny poświęcają życie, tak jak już poświęcili majątki"; dalej w "Gońcu Krakowskim" z 5 IV: "Piękny legjon litewsko-wołyński wychodząc na pole sławy, dnia 31 marca stanął na dziedzińcu Pałacu Rządowego. Do mężnych legionistów, wyszedł poseł Wincenty Niemojoeski, który przemówił w imieniu ks. Adama Czartoryskiego: Bracia Litwini, Wołynianie i Ukraińcy. Rząd Narodowy wita was w szeregach ojczystych. Miło nam jest widzieć was zbrojnych pomiędzy nami. Poprowadzicie nas znanymi wam dobrze szlakami na świętą ziemię Gedymina. Na niej wznowimy unię, która nas pod waszymi Jagiellonami złączyła". Jednostka istotnie musiała wyglądać dobrze - aż do przesady dbało o to dowództwo - 30 III w "Nowej Polsce" ukazał się taki oto list jednego z legionistów: "Między pomysłami utworzenia nowej siły zbroyney, niepoślednie zapewne mieysce trzymać powinien twór świetny, maiący na celu poświęcenie się osób dla oswobodzenia ięczących pod żelaznem berłem północy braci naszych. Zebrała się już dosyć znaczna liczba tych, co rzuciwszy rodzinne progi, miłe ustronia wieyskiey zaciszy, dotąd, a może i długo ieszcze spokoyney, lub urzędy stanowiące ich cały mayątek, przedarli się z niebespieczeństwem własnego życia i zaryzykowali wolność osób do ich bytu przywiązanych. Biegli na hasło odrodzenia się Polski i chętnie wykonywaią nieznane trudy żołnierskie aby kiedyś mogli sobie śmiało powiedzieć, że chociaż w małey częśći przyłożyli się do zwalenia olbrzymiego kolosa despotyzmu. Z naywiększym jednak bólem musimy wyznać, że ci których nam dano za przewodników, albo nie chcieli poiąć wielkości zamiaru, albo nie byli w stanie, zgroza wspomnieć, gwałtem przypominać usiłują czasy niewoli. Młody żołnierz, nienawykły do mocnego siedzenia na koniu, nieznaiący sposobu powodowania onym, nieumieiący użyć lancy i pałasza, męczący się nadbielaniem pasów, przyszywaniem guzików, czyszczeniem pordzewiałych od wieków podpinek u czapki, występowaniem po dwa razy dziennie do lustracji, kiedy nierównie korzystniey mógłby zostać zatrudniony w mniey przypasowanym mundurze, nienayczystszym pasie, ale śmiało siedząc na koniu, pewnym będąc użycia swey broni i tam gdzie go prawdziwa czynność wzywa. Wszakże nie plac saski, ani marsowe pola mamy przed sobą. Oczekuią nas bracia Litwy i Wołynia, z naszym przybyciem maiący odżyć po tyloletniey niewoli, a my zabawiać się chcemy w Warszawie? (...) Im bardziey odstępować będziecie od właściwego celu i dłużey drobiazgowością zatrudniać nas chcenie, tym mocnieyszą wzbudzicie w nas nieufność, tym większy opór znaydziecie. Legionista".

Ułan 7 Pułku po połączeniu z Legią Litewsko-Wołyńską, mundur po Litewskim Pułku Lejb-Gwardii Konstantego

Tą właśnie paradującą 31 II po stolicy jednostkę miał na myśli Michalski, gdy pisał o Aleksandrze: "Po krótkim leczeniu się, zorganizował dwa kompletne szwadrony, zdał je pod dowództwo majora Oborskiego. Nosiły one nazwę legji litewsko-ruskiej jazdy wołyńskiej Nr. 1." - chodzi tu zapewne o połączenie się Legii Litewsko-Wołyńskiej konnej z 7 Pułkiem Ułanów przekształconym z 2 Pułku Jazdy Augustowskiej płk A. Oborskiego dnia 1 VII 1831 r.

Wawer i Dębe Wielkie

Gosławski podaje daty bitew Wereszczyńskiego, w tym tych stoczonych 31 III 1831 r. pod Wawrem i wsią Dębe Wielkie nieopodal Warszawy. W pierwszej z potyczek polskie siły dowodzone przez gen. Jana Skrzyneckiego starły się z rosyjską grupą osłonową Friedricha von Geismara. Siły polskie wyszły z Warszawy już w nocy 30 na 31 III. O czwartej z rana kolumna gen. Macieja Rybińskiego idąc od Ząbków obeszła Kawęczyn rozganiając przy tym rosyjskich flankierów - przeszła cichym chodem w poprzek drogę Okuniewską. Maszerująca brygada gen. Zawadzkiego wypłoszyła z Wygody 47 Pułk Jegierski, uciekający przed nią w popłochu. O wpół do piątej ciągnący dwoma kolumnami piechoty i jedną jazdy Polacy wpadli na tył Wawra, dokładnie w miejsce, gdzie szosa wchodziła w las Miłosny. Póki na gościniec nie wpadła brygada gen. Ramorino starcie pozostawało jedynie rzadkim ogniem tyralierów. Prawe skrzydło moskiewskie cofnęło się i poszło w rozsypkę - była to zasługa ludzi Rybińskiego. Od Grochowa zaatakowała kawaleria gen. Skarzyńskiego, brygada jezdna gen. Kickiego przegnała rosyjskich kozaków, 3 Pułk Ułanów ruszył prosto na karczmę Wawerską. Mglisty poranek rozświetlił ogień artylerii - Rosjanie zatrzymali 3 Pułk, który musiał ustąpić pola 2 Pułkowi Ułanów. W trakcie tejże szarży, od tyłu natarł gen. Ramorino. Moskwa poszła w rozsypkę- jak piszą Callier z Kozłowskim: "Gesimar uniesiony z falą pierzchających, w Miłośnie dopiero zdołał skupić szczątki trzech rozproszonych pułków". Już o godzinie piątej cała armia polska stanęła na zdobytym pobojowisku.

gen. Jan Skrzynecki ze sztabem; adiutanci w bikornach i czerwonych opaskach

Po porażce gen. Geismar wycofał się na Dębe Wielkie i dołączył do 6 korpusu generała Georga von Rosena. Ten, dysponując teraz ośmioma tysiącami piechoty, dwoma jazdy i dwudziestoma działami zajął silną pozycję, którą na prawym skrzydle osłaniał las, a z przodu rozlewiska chroniące przed ewentualnym atakiem polskiej jazdy. Umocnieni Rosjanie czekali teraz nadejścia koncentrującej się w Rysiach 25 dywizji. Polacy podeszli ich dopiero koło trzeciej po południu - nieco po tej godzinie jazda gen. Skarzyńskiego i dywizja płk Małachowskiego wystąpiły z lasu pod Brzezinami, za nimi gen. Giełgud i Łubieński. Jak kładzie dalej Callier: "Po wpół do czwartej cała jazda Skarzyńskiego ruszyła ukosem na prawo za czwartym pułkiem liniowym, który pod zasłoną tyralierów szybszym krokiem posunął się aż nad Choszczówkę. Obecna na polu reszta dywizji Małachowskiego, to jest ósmy pułk liniowy z drugim pułkiem strzelców pieszych w posiłku, wzięła się na lewo ku Budom-Nowinom, o które opierało się już prawe skrzydło nieprzyjaciela.
Dwa bataliony, rozsypane w tyralierkę, rzuciły się do lasu północnego dla oskrzydlenia prawicy Rosena; ale je tam spotkał napływ oddziałów, które z biegiem swoim od Stanisławowa nie zdążywszy połączyć się wcześniej z korpusem, wpadły teraz prostopadle na polską lewicę. Wszczęła się więc w lesie zażarta, ale nic nie rozwiązująca fizyliada". Ostrzeliwany ogniem środkowej baterii Rosena 8 Pułk Piechoty Liniowej starł się z brygadą ułanów i strzelców konnych. Na prawym skrzydle bez ruchu stało dwadzieścia osiem szwadronów - czekały "aż im pułk czwarty zdobyciem zabudowań południowych i mostu otworzy wrota do szarży". Próba rozwinięcia artylerii po obu stronach szosy brzeskiej nie powiodła się - działa grzęzły w polnym błocie po same osie. Oba natarcia pomimo dużego zaangażowania żołnierzy nie przynosiły efektów a straty w ludziach rosły. Zaczął zapadać zmrok. Skrzynecki "mając już dzień za skończony" nakazał więc utrzymać pozycję i rozłożyć się na noc. "Bogusławski odpierając rozkaz nocowania na swojem stanowisku, to jest w błocie folwarcznem, albo w korycie strumienia, spojrzał na otaczających go wiarusów i w prostocie swojej militarnej niecierpliwości zawołał: «Albo my to kaczki, żeby spać w błocie, mając wieś przed nosem? hura ha! dzieci, odbierzmy tym szelmom kwatery!» a spostrzegając potężne wymowy swojej wrażenie na twarzach oficerów i żołnierzy, zakomenderował zaraz z przyciskiem: «bataliony naprzód! marsz, marsz!»". Czwartacy okrążyli mokradła z południa i uderzyli na lewe skrzydło Rosjan zlokalizowanych przy dworze. Skrzynecki widząc, że czwarty pułk wypiera Rosjan, za namową gen. Wojciecha Chrzanowskiego rozkazał szarżę jazdy przez most na centrum rosyjskiej linii obrony. Pomysł ten zrealizował gen. Kazimierz Skarżyński, który prowadząc szóstkami strzelców konnych, karabinierów i Jazdę Poznańską częściowo rozbił Rosena. Reszta korpusu wycofała się w zamieszaniu, zawdzięczając swoje ocalenie niezdecydowaniu Skrzyneckiego, który nie wydał rozkazu pościgu za ogarniętymi popłochem Rosjanami; jak skwitował bitwę Callier: "O godzinie dziewiątej z wieczora mieliśmy zdobytych w ręku: dziewięć dział, szosę, wieś, kilkanaście jaszczyków i około dwutysięcy jeńców".
Wereszczyński, jako oficer sztabowy, przebywał zapewne większość czasu dość blisko Skrzyneckiego.

gen. Skrzynecki, szaf sztabu i adiutant polowy
Jędrzejów i Kałuszyn

Nazajutrz - 1 IV ściągnięto na szosę całą armię polską - tam wśród "zwaliska zabranego w przeddzień taboru" rozdzielono zadania na nowy dzień; gen. Tomasz Łubieński, z którym poszedł i Wereszczyński, otrzymał rozkaz do marszu dopiero przed godziną szóstą z rana, spowolniono go dodatkowo dołączając do jego konnych pieszą dywizję gen. Giełguda. Generał ruszył swoją trasą, dochodząc do Mińska rozdzielił swoją kolumnę na trzy - "na prawo do Mieni pchnął pułk Kaliski i pułk Mazurów; na lewo do Jakubowa, pułk szósty ułanów. Na czele pozostałych przy nim dwunastu szwadronów i bateryi konnej przebiegł leion kłusem Stojadły, Mińsk i około południa dopadł Janowa, gdzie po raz pierwszy mignął ogon aryergardy rosyjskiej". "Aryergarda" ta to tylna straż korpusu uciekającego spod Dębego gen. von Rosena. Dowodzony przez szefa sztabu 2 korpusu kpt. Władysława Zamoyskiego szwadron 4 Pułku Ułanów ruszył na nią szarżą - do ataku poszedł jeden jeszcze szwadron - Sadłuskiego, ten jednak, próbując oskrzydlić wroga "ugrzązł na smugach". Osamotniony Zamoyski zniknął w tłumie: "Łubieński tracąc z oczy swoją awangardę, a widząc na jej miejscu nowy gąszcz rosyjskiej piechoty, osłupiał; i zamiast rozbić ją szarżą, kazał kolumnie swojej stanąć i posłał po artyleryą dla wyłamania sobie przejścia kulami, jak gdyby sam tentent szwadronów nie wystarczył na wymiecenie podobnej zawady.
Tymczasem Zamoyski, raz wplątany z swoim szwadronem w nawał uciekającego nieprzyjaciela, musiał rozorywać ciągle odrastającą chmarę i dla własnego już ocalenia wyślizgiwać się naprzód, mimo ogień miotany z obu stron lasu. Uleciał tak dwa staje galopem, porzucając daleka za sobą i swoich i nieprzyjaciela. Na widok dopiero drugiej masy, czerniącej się przed Kałuszynem, rzucił się na lewo w las, czkając w zakryciu na odsiecz Łubieńskiego". Rozbite przez Zamoyskiego rosyjskie bataliony stały się łatwym celem dla dwóch idących po bokach kolumn, tych które już z Mińska Łubieński wyprawił ku Mieni i Jakubowowi. Główne siły połączyły się z Zamoyskim dopiero ok. drugiej po południu. Tu generał znów zatrzymał się - przez trzy godziny oczekiwał przybycia piechoty i artylerii Giełguda, bez których obawiał się zbliżyć do grobli kałuszyńskiej.

Adiutant sztabowy, mal. M. Gierymski

Dopiero o piątej, mając ze sobą Skrzyneckiego "w pojeździe cesarskim" jazda ruszyła ku opuszczonej już przez Rosjan przeprawie; przebywszy groblę, wśród doniosłych trąb, wkroczyła do miasta, "Nieprzyjaciel wypróżnił je był na sam widok chorągiewek naszych". Z Kałuszyna Łubieński ruszył dalej i dwie staje później znów dopadł von Rosena - tym razem przed przepraw przez Kostrzyń. Tutaj skończyło się jedynie na wymianie ognia, trwającej jednak do ciemnej nocy, kiedy to dopiero udało się Rosjanom pokonać rzekę. Jak podsumowuje nieoceniony Callier: "Dnia tego zebrano ogółem do pięciu tysięcy jeńców pięć chorągwi, dwanaście dział, pięćdziesiąt jaszczyków i cztery apteki polowe".

Bojmie

Przerażony von Rosen pozostawił most pod Bojmiem na Kostrzyniu nietkniętym. Dopiero nad ranem Rosjanie zaczęli zastanawiać się nad zabezpieczeniem przeprawy, przez całą noc otwartej dla Łubieńskiego. Generał zbliżywszy się do niej świtem 2 IV, "nie bez zdziwienia spostrzegł, że Rosen teraz dopiero pomyślał o zastawieniu się rzeką od Polaków". Saperzy pracowali właśnie pod osłoną artylerii, gdy bateria Bielickiego nadciągając wraz z asekuracją "rzęsistymi salwami udaremniła tę robotę". Po trwającej kilka godzin kanonadzie Rosen zaniechał zrywania mostu i wycofał swoje siły nad Muchawiec.

Legia Podolsko-Wołyńska

Wielkie plany

ks. Adam Jerzy Czartoryski
1840-50

Aktywny udział w walkach i formowaniu legionów pozwolił Wereszczyńskiemu znacznie zbliżyć się do osoby ks. Adama Czartoryskiego, któremu kwestia połączenia z Litwą bardzo leżała na sercu. Prezes Rządu Narodowego żywotnie interesował się też sprawą organizacji Legii Litewsko-Wołyńskiej, pozostawał również w stałym kontakcie z Komitetem ziem Litewskich i Ruskich, którego najaktywniejszym członkiem był, jak już wiemy, właśnie Aleksander. W liście ks. Czartoryskiego do gen. Skrzyneckiego z 2 IV 1831 r. informacja o uzgodnionym z premierem wyjeździe Wereszczyńskiego do Galicji "dla zbadania stamtąd położenia prowincji i możliwości powstańczych" (B. Cz. 3634).
Badanie prowincji nie było jedynym celem misji oficera - faktycznie "został upoważniony formować w Galicyi legiję Podolską. Miał on tajemnie nawerbować ludzi, zakupić broń, amuniciję, konie, i w zanadrzu austryackiego rządu ukształciwszy swoje hufce, wnieść chorągiew powstania na Podole" (Wrotnowski), jak dokładniej jeszcze podaje Rolle, "odebrawszy rozkaz naczelnego wodza, wtedy już Skrzyneckiego, udaje się do Galicji nad granicę Podola, do Czabarówki, dla formowania nowego oddziału, ku wzmocnieniu powstania kijowskiej i podolskiej gubernji". Nekrolog wspomina jeszcze o poleceniu "sprowadzenia broni zakupionej w Niemczech, i którą Austryacy zatrzymali w Galicyi". Broń ta miała zasilić nie tylko nowo szykowaną jednostkę, lecz także wspomóc mocno już wykrwawiony korpus gen. Józefa Dwernickiego. Ten ostatni w liczbie 1346 pieszych, 2523 konnych i dwóch baterii artylerii dnia 10 IV wkroczył na Wołyń. Jak dywagowano w wydaniu "Dziennika literackiego" z 22 I 1861 r.: "Jenerał Sierawski wiedział niebezpieczeństwo, w jakim Dwernicki pozostawał, i pragnął się z nim połączyć. Ale jego usiłowania sparaliżowała przemoc nieprzyjaciela, gdyż został dnia 18 kwietnia pod Kazimierzem zupełnie pobity.
Najgłówniejszym wynikiem tej klęski było nieudanie się przedsięwzięcia Dwernickiego. W większej może części przyczynił się do tego także pełnomocnik rządowy, Alexander Wereszczyński i major Chrościkowski, który wedle instrukcji rządu a raczej Czartoryskiego, po prostu zdradził powstanie wołyńskie. Na miejsce Sierawskiego, którego usunięto, dał Skrzynecki jawnego stronnika cara, Dziekońskiego.
Jenerał Dwernicki nie wspierany przez panów, którym go rząd polecił, nie wspierany i zapomniany, po bezowocnych zwycięstwach musiał się udać ze swym korpusem do Galicji, zkąd chciał powrócić, ale mu rząd polski nie pozwalał wracać, a panowie cieszyli się, że go się raz pozbyć mogli". Korpus wkroczył do Galicji dnia 27 IV, tam cztery dni później złożył broń.
Zarzuty tego typu tak odpierał towarzysz broni Wereszczyńskiego - Gosławski: "Wysłany później dla wspierania działań generała Dwernickiego rozpocząć się mających na Podolu, kiedy robił przygotowania i spieszył z amunicją dla tego generała, już korpus jego wkroczył z Wołynia do Galicji.
Generał Dwernicki dawał rady Wereszczyńskiemu, aby z zakupionych przez siebie zapasów broni, amunicji i koni, tudzież zebranej liczby ochotników, zrobił użytek, niosąc pomoc podolskiemu powstaniu. I było istotnym zamiarem Wereszczyńskiego, połączyć się z tym powstaniem, gdyby takowe w stronę Zbrucza się skierowało. - Podejście i wzięcie Kamieńca miał on za pierwszy przedmiot swoich działań. - Jakoż zbliżyło się powstanie w okolicy Zbrucza, lecz nie w tej postaci, aby mu pomoc dać nagle zebrany oddział kawalerii Wereszczyńskiego do 100 koni, a do 200 ludzi pieszych w karabiny opatrzonych wynoszący, wówczas gdy go cała piechota korpusu Rota oddzielała od Podola i kilka pułków kozaków przecinających komunikację tak, że wieść nawet o czynnościach powstania powziąć niepodobna było".

Na Kamieniec
Gen. Józef Dwernicki, mal. A. Raczyński 1856

Wereszczyński faktycznie miał w planach zdobycie Kamieńca, o tym w wydanej w 1837 r. książce Wrotnowskiego: "Wereszczyński od dawna zbierający w Galicyi o milę od Husiatynia, materyały do legii podolskiéj, zamyślił na koniec złożyć w całość ukryte cząstki sztucznéj roboty i wystąpić z nią w pole. Miał on kilku oficerów i parę set ludzi, najwięcéj młodzieży z Podola, zachowanych po domach w sąsiedztwie; miał tyleż koni i odpowiedni zapas oręża. To wszystko postanowił zgromadzić nagle, przejść granicę, ubiedz Kamieniec i dać popęd powstaniom, które aby zastosowały się do jego widoków, wyprawił posłańców do junty i do Tyszkiewicza.
Taki posłaniec Wereszczyńskiego, w dniu 25 kwietnia zastał trzech członków rady w trudném ich położeniu. Jakkolwiek rozważając zimno, zamiar opanowania Kamieńca bardzo przewyższał środki, ale przez długi czas krążące pogłoski o legii, nazwyczaiły wyobrażać ją sobie w olbrzymiéj postaci; rozogniona w owéj porze imaginacya najwytrawniejszych ludzi, łatwo chwytała się lada nadziei; nie było wreszcie nic pożądańszego do wyboru. Zastraszonym przez policyą doławiającą się już na tropie związku, zdawało się że Niebo samo zsyła ze wszech stron rychły ratunek. Błogosławiąc emissaryuszowi, którego rozkazy tak szczęśliwie przypadały do miary z chwilowémi wypadkami, uchwalono przyjąć je i poprzeć jak najskuteczniéj. Dwaj skompromitowani mieli zaraz przemknąć się do Galicyi dla dokładnego porozumienia się z Wereszczyńskim, trzeciemu pozostawało tylko godzin kilkanaście ukrywać się koło domu. Radość zajęła miejsce smutku, lecz nietrwała długo. [...] Na wielu drogach goniec który wzioł nowinę, że Dwernicki nadchodzi, że Wereszczyński lada moment wkroczy, spotykał gońca który zwiastował, że emissaryusz rządowy zmienił postanowienie, że korpus Rota rozlewa się po kraju. Plątanina sprzecznych pobudek wywierała swój wpływ dni kilka; lecz w dniu co miał oświecić tysiące chorągiewek na zapowiedzianych punktach powiewających w porządku, w dniu tym feralnym, przewaga niepomyślnych okoliczności była już widoczna, i powszechny ruch skierował się do jednego celu — do starań o bezpieczeństwo osobiste.
Dwa powiaty rozciągnione wzdłuż granicy galicyjskiéj, kamieniecki i płoskirowski, wypróżniły się natychmiast ucieczką za Zbrucz, gdzie prócz spokojnego schronienia wabiła nadzieja połączenia się z legiją. Od rana 26 do nocy 27 kwietnia, wszystkiemi drogami spieszyli tu emigranci różnego rodzaju. Jedni w powozach z żonami i dziećmi, drudzy pieszo lub oklep na koniach, inni w zbrojnych i szykowych gromadach. Cały związek wolnych synów Podola, przemknął się niezwłócznie; tuż za nim ukazywały się w Galicyi oddziałki członków ogólnego spisku. Nim wieść o podobnym losie Dwernickiego wybiegła na Podole, przeszło 500 zupełnie gotowych do boju Podolan, było na szlaku przeznaczonego dla nas tułactwa.
Z powiatów leżących głębiéj w kraju, nie tak łatwa podawała się zręczność przekradać się w tę stronę. Wielu szukało ocalenia w spiesznym wyjeździe do Kijowa lub Odessy, wielu musiało poprzestać na ukryciu się po lasach i wkrótce przeszło do więzień.
Planów zdobycia miasta nie przekreśliła nawet decyzja Dwernickiego o rozbrojeniu - Wereszczyński w pewnym stopniu wykorzystał nawet niedobitki rozwiązanego korpusu. Jak pisze Rolle: "Nietylko jedni powstańcy z Podola rozłożyli się obozem w Czabarówce; spotykamy tu i ochotników z byłego korpusu Dwernickiego, który przed swem rozbrojeniem, nowoformującemu się oddziałowi ofiarował paręset dobrze wymęczonych koni. Zjazdy, objazdy okolicznych wiosek i narady były na porządku dziennym; przygotowywano na gwałt umundurowanie, by jako regularne wojsko przekroczyć Zbrucz i pozyskać w ten sposób w tamtejszej zniechęconej ludności większe zaufanie". Dnia 3 V Wereszczyński złożył Rządowi Narodowemu raport ze swej działalności i planów, które niedługo później pokrzyżowała jednak klęska gen. Benedykta Kołyszko pod Daszowem 14 V 1831 r., ostatecznie przekreślająca nadzieje powstańców kresowych.
W raporcie reprezentanta Rządu Narodowego na Galicję Izydora Pietruskiego z 14 V mowa o wysłanych do Wereszczyńskiego w Kamieńcu dziewięćdziesięciu pięciu karabinów; 17 V potwierdził raz jeszcze, że "co kilka dni idą transporty po 40-50 sztuk karabinów na Podole i do Zamościa".

gen. Armand Charles Guilleminot, mal. L. A. Desnos 1843
Ku Turcji

Równocześnie swoje plany względem Wereszczyńskiego snuł Prezes Rządu Narodowego ks. Adam Czartoryski. Książę już w styczniu rozważał sprawę utworzenia swojego przedstawicielstwa dyplomatycznego w Turcji, 31 I jego bliski współpracownik Leon Dembowski opracował nawet uwagi na temat misji do Konstantynopola, radzące emisariuszy posyłać przez Francję, najlepiej za pośrednictwem jakiegoś domu handlowego. Czartoryski nie dał się przekonać - jego zdaniem lepszym wyjściem była droga przez Lwów - w celu jej organizacji korespondował z Izydorem Pietruskim, przy którego pomocy planował wysłać do Porty właśnie Aleksandra. Zachowały się adresowane z Wydziału Spraw Zagranicznych listy polecające Wereszczyńskiego do konsula w Jassach - datowany na 4 V i do posła francuskiego w Konstantynopolu - gen. Armanda Guilleminota z 5 V 1831 (B. Cz. 5307). Wyprawa ta nie doszła do skutku. Zamiast Aleksandra wyruszyli Konstanty L. Waldorff Walicki i Konstanty Linowski - celem ich działań było nakłonić sułtana Mahmuda II do wznowienia zakończonej e 1829 r. wojny z Rosją. Przez chwilę nawet wydawało się, że uda się w tej sprawie coś osiągnąć - polska inicjatywa otrzymała wsparcie gen. Guilleminota, pragnącego na własną rękę zorganizować turecką dywersję przeciwko Rosji "wobec spodziewanego wybuchu konfliktu francusko-austriackiego na tle interwencji austriackiej przeciwko rewolucjonistom włoskim, w której to wojnie jak oczekiwano Austria otrzymałaby poparcie Rosji" (R. Żurawski vel Grajewski). Wobec odcięcia się Francji od tych koncepcji polska akcja całkowicie upadła.
Historyk Władysław Zajewski wspomina także o innej misji - jego zdaniem, jeszcze przed złożeniem broni przez Dwernickiego, Aleksander dotarł "do Bukaresztu i próbował zdobyć poparcie Rumunów". Może chodzić tu o tę sama sprawę - z uwagi na całkiem inne zajęcia w tym czasie, trudno przyjąć, że Wereszczyński faktycznie udał się do Rumunii.

Do Zamościa

Jak czytamy w nekrologu: "Dla zastąpienia Jen. Dwernickiego, Rząd narodowy wysłał do Zamościa Jen. Chrzanowskiego i od tego otrzymać A. Wereszczyński rozkaz zgromadzenia w Józefowie ludzi i wszelkich zasobów". Więcej szczegółów daje towarzyszący mu już wówczas por. Gosławski: "Powstanie spiesznym krokiem rejterowało do Galicji i Wereszczyński z oddziałem swoim doczekiwać na miejscu nie mógł, bez wyraźnego niebezpieczeństwa bycia zatrzymanym. Przeprowadził więc zebranych ochotników w liczbie 276 i potrzebne zapasy do umontowania oddziału do Józefowa". Z 30 V pochodzi informacja wysłana przez Aleksandra do Rządu, określająca całkowitą ilość osób, jakie do tej daty przedostało się do Galicji, na osiemset. W Józefowie spotkał Wereszczyński gen. Chrzanowskiego i dowódcę Pułku Jazdy Wołyńskiej Karola Różyckiego, tu "zaczął sztyftować własnym kosztem legiję Podolską, której mu Jenerał Chrzanowski poruczył dowództwo. Klęska poniesiona pod Łysobykami [19 VI 1831 r.], odcięła Wereszczyńskiego, otrzymał rozkaz dostania się za Wisłę, a w ostatnim razie, przejścia pod rozkazy Jen. Krysińskiego, dowodzącego z Zamościu [...] Rudiger zajmując Lubelskie, nie dozwolił mu przedsiębrać przejścia Wisły z dwoma szwadronami nowego żołnierza, z drugiej strony Kajzarów postępował od Bugu, obległ Zamość, gdzie niedługo nadciągnął także korpus Rota, po wejściu Jenerała do Galicyi".
Jeszcze w czerwcu dołączył do obrońców Zamościa.

Źródła

  • K. Sienkiewicz, "Katalog duplikat Biblioteki Puławskiej, których licytacja ma odbyć się dnia 29 września i następnych 1829 r. w Warszawie", Puławy 1829
  • F. Wrotnowski, "Powstanie na Wołyniu, Podolu i Ukrainie w roku 1831", Paryż 1837
  • W. Sabbatyn, "Nekrolog Alexandra Wereszczyńskiego", w tygodniku "Trzeci Maj" 48 N. z 13 VI 1843 r.
  • N. N., "Pamiętniki moje", Paryż 1845
  • L. Mierosławski, "Powstanie narodu polskiego w roku 1830 i 1831", Paryż 1845
  • S. Barzykowski, "Historya powstania listopadowego T.2", Poznań 1883
  • A. E. Odyniec, "Wspomnienia z przeszłości opowiadane Deotymie", Warszawa 1884
  • E. Callier, K. Kozłowski, "Bitwy i potyczki stoczone przez wojsko polskie w roku 1831", Poznań 1887
  • I. Prądzyński, "Pamiętnik historyczny i wojskowy o wojnie polsko-rosyjskiej w roku 1831", Kraków 1894
  • B. Gembarzewski, "Rodowody pułków polskich i oddziałów równorzędnych od r. 1717 do r. 1831", Warszawa 1925
  • M. Rolle "Na ostatniej placówce. Gawęda historyczna z lat 1830-1831", Lwów 1930

  • W. Nagórska-Rudzka, "Książe Adam Czartoryski w dobie powstania listopadowego", w "Przegląd Historyczny", 1930-1931, Tom 29 , Numer 2
  • T. Mencel, "Działalność władz cywilnych województwa lubelskiego w okresie powstania listopadowego" w "Roczniku Lubelskim" 5, Lublin 1962
  • S. Kieniewicz, A. Zahorski, red. W. Zajewski, "Trzy powstania narodowe - kościuszkowskie, listopadowe, styczniowe", Książka i Wiedza, 1992
  • N. Kasparek, "Korpus gen. Dwernickiego i powstańcy z Podola w granicach Austrii (kwiecień– maj 1831 roku)", Echa Przeszłości 2000
  • M. Gosławski, oprac. J. Lyszczyna, "Wybór poezji", Katowice 2005
  • D. Taźbirek, "Zaopatrzenie Twierdzy Zamość w żywność, w furaż i drzewo opałowe przed wybuchem wojny z Rosją w czasie powstania listopadowego" w "Roczniku Lubelskim 35", Lublin 2009
  • J. Jaworski, "Litewski kontekst wojny polsko-rosyjskiej 1831 roku", Oświęcim 2011
  • J. Feduszka, "Bitwa pod Boremlem 18-19 kwietnia 1831 r", Teka Kom. Hist. – OL PAN, 2011, VIII, 113-140
  • J. Feduszka, "Zamość w powstaniu listopadowym 1830-1831"
  • R. Żurawski vel Grajewski, "Kwestia wschodnia w polskiej myśli politycznej i działaniu w okresu zaborów"