Kazimierz Łyszczyński

Z Korczak Pro Memoria
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Kazimierz Łyszczyński
Rodzina Łyszczyński h. Korczak odmienny
Data i miejsce urodzenia 4 III 1634 Łyszczyce
Data i miejsce śmierci 30 III 1689 Warszawa
Ojciec Hieronim Kazimierz Łyszczyński
Matka Zofia Balińska
Żona Jadwiga Żelichowska
Dzieci N. Łyszczyńska z Dobroniża

Kazimierz Łyszczyński herbu Korczak odmienny (ur. 4 marca 1634 w Łyszczycach, zm. 30 marca 1689 w Warszawie) – podstoli mielnicki, podsędek brzeski, filozof, autor traktatu "De non existentia Dei" (O nieistnieniu Boga), skazany na śmierć za ateizm. Jest nazywany patronem polskich ateistów.
Pamięć o nim podtrzymuje m.in. Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów organizując coroczną akcję "Łyszczyński wraca do miasta" w Warszawie. Został również uznany oficjalnym patronem Internetowej Listy Ateistów i Agnostyków. Dnia 4 III 2009 r.,z okazji 375 rocznicy urodzin, wydano na Białorusi upamiętniający Łyszczyńskiego znaczek i kartę pocztową.

Życiorys

Kazimierz pochodził ze średniozamożnej rodziny szlacheckiej, był synem sędziego grodzkiego brzeskiego Hieronima Kazimierza Łyszczyńskiego i Zofii Balińskiej.
W latach 1655–1657 służył w wojsku koronnym, pod Janem Sapiehą, następnie litewskim pod Lwem Kazimierzem Sapiehą. Brał udział w walkach z Moskwą, Szwecją i Węgrami.
Dnia 7 XII 1658 r. wstąpił do Zakonu Jezuitów i oddał się nauce. Po rocznym nowicjacie spędzonym w Krakowie, rozpoczął studia w Kaliszu. Tam w roku akademickim 1660-1661 studiował retorykę, w 1661-1662 logikę, w 1662-1663 fizykę,a w 1663-1664 metafizykę. Jego nauczycielami byli Jan Kwiatkiewicz i Jan Morawski h. Dąbrowa. Po ukończeniu nauki w Kaliszu przeniósł się do Lwowa, gdzie studiował teologię. Z zakonu wystąpił w pierwszej połowie roku 1666 i wziął ślub z Jadwigą Żelichowską. Trzy lata później został podstolim mielnickim. W roku 1669 znalazł się w gronie elektorów Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Po powrocie z wolnej elekcji Kazimierz brał udział w sejmikach dnia 22 VIII 1669 r., 9 i 30 IX 1670 r. Dnia 14 XII 1672 r. na sejmiku województwa brzeskiego Łyszczyński został wybrany na posła na sejm w Warszawie. Dwa lata później, na sejmie elekcyjnym w 1674 r. poparł kandydaturę Jana Sobieskiego. Dnia 3 V 1682 r. został wyniesiony na stanowisko podsędka brzeskiego, sam król Jan III pisał wówczas o nim z uznaniem:

Od młodych lat służył w wojsku koronnym w chorągwi Jana Sapiehy, a następnie w wojskach litewskich pod księciem podkanclerzym Wielkiego Księstwa Litewskiego, biorąc udział w wojnie z najazdem moskiewskim, szwedzkim i węgierskim.

Dnia 8 X 1682 r. Kazimierz wziął udział w rozprawie sądowej przeciwko jezuitom, którzy bezprawnie przywłaszczyli sobie dwa ogrody po zmarłym mieszczaninie brzeskim Łukaszu Mincarewiczu. Do sadzenia tej sprawy ufundowano jurysdykcję komisarską na ratusz miasta Brześcia. Na wyroku nakazującym jezuitom oddanie zagarniętych ogrodów widnieje podpis Kazimierza Łyszczyńskiego — nie tylko jako podsędka brzeskiego, ale również jako komisarza Jego Królewskiej Mości.

Ekskomunika

W roku 1686 r. nieznana z imienia córka Kazimierza wyszła za mąż za pana na Dobroniżu, którego źródła niemieckie nazywają stryjem własnej małżonki. W tym właśnie czasie panem Dobroniża był stryjeczny brat Kazimierza - Jan Łyszczyński, syn Łukasza i Marianny Żółkiewskiej. Małżonka Jana jest znana pod nazwiskiem Reginy Dąbrowskiej, być może to właśnie córka Kazimierza (zakładając, że wcześniej była w związku z nieznanym Dąbrowskim), jednak bardziej prawdopodobne jest, że to dwie różne osoby. Pokrewieństwo małżonków było ta bliskie, że biskup kijowski, łucki, a później i poznański Stanisław Jan Witwicki h. Sas upomniał Kazimierza, by ten unieważnił małżeństwo. Łyszczyński nie posłuchał jednak, odpowiadając biskupowi, że zakazy kościelne nie mają żadnego znaczenia, ponieważ ślub to umowa świecka ("contractum civile"). Niebawem Stanisław przeniósł się na biskupstwo poznańskie, a na Łucku zasiadł Bogusław Leszczyński h. Wieniawa, który nie interesował się już sprawami Łyszczyńskich.

Poglądy

Głównym dziełem i źródłem informacji o poglądach filozofa był traktat "O nieistnieniu Boga" (De non existentia Dei), spisany najprawdopodobniej w roku 1674. Liczył on 265 kart i kończył się stwierdzeniem: Ergo non est Deus (pol. A zatem Boga nie ma). Książka została jednak spalona na Rynku Starego Miasta w Warszawie w dnia 30 III 1689, a wraz z nią na zawsze przepadła większość myśli Łyszczyńskiego. Fragmenty dzieła przetrwały tylko w przekazach z procesu Kazimierza - konkretnie w mowie instygatora Wielkiego Księstwa Litewskiego, Szymona Kurowicza Zabistowskiego - dziś znajdują się w zbiorach Biblioteki Kórnickiej.

I – zaklinamy was, o teologowie, na waszego Boga, czy w ten sposób nie gasicie Światła Rozumu, czy nie usuwacie słońca ze świata, czy nie ściągacie z nieba Boga waszego, gdy przypisujecie Bogu rzeczy niemożliwe, atrybuty i określenia przeczące sobie.

II – Człowiek jest twórcą Boga, a Bóg jest tworem i dziełem człowieka. Tak więc to ludzie są twórcami i stwórcami Boga, a Bóg nie jest bytem rzeczywistym, lecz bytem istniejącym tylko w umyśle, a przy tym bytem chimerycznym, bo Bóg i chimera są tym samym.

III – Religia została ustanowiona przez ludzi bez religii, aby ich czczono, chociaż Boga nie ma. Pobożność została wprowadzona przez bezbożnych. Lęk przed Bogiem jest rozpowszechniany przez nielękających się, w tym celu, żeby się ich lękano. Wiara zwana boską jest wymysłem ludzkim. Doktryna bądź to logiczna, bądź filozoficzna, która się pyszni tym, że uczy prawdy o Bogu, jest fałszywa, a przeciwnie, ta, którą potępiono jako fałszywą, jest najprawdziwsza.

IV – Prosty lud oszukiwany jest przez mądrzejszych wymysłem wiary w Boga na swoje uciemiężenie; tego samego uciemiężenia broni jednak lud, w taki sposób, że gdyby mędrcy chcieli prawdą wyzwolić lud z tego uciemiężenia, zostaliby zdławieni przez sam lud.

V – Jednakże nie doświadczamy ani w nas, ani w nikim innym takiego nakazu rozumu, który by nas upewniał o prawdzie objawienia bożego: Jeżeli bowiem znajdowałby się w nas, to wszyscy musieliby je uznać i nie mieliby wątpliwości i nie sprzeciwialiby się Pismu Mojżesza ani Ewangelii – co jest fałszem i nie byłoby różnych sekt, ani ich zwolenników w rodzaju Mahometa itd. Lecz [nakaz taki] nie jest znany i nie tylko pojawiają się wątpliwości, ale nawet są tacy, co zaprzeczają objawieniu, i to nie głupcy, ale ludzie mądrzy, którzy prawidłowym rozumowaniem dowodzą czegoś wręcz przeciwnego, tego właśnie, czego i ja dowodzę. A więc Bóg nie istnieje.

Kolejnym jest wydany w 1689 r., przez pisarza grodzkiego i podczaszego wileńskiego Jana Kazimierza Wolskiego Manifest objaśniający Boga, zacimiający bezbożnego Atheusza, Kazimierza Łyszczyńskiego, Iaśnie Wielmożnemu IMści Panu Ianowi Kozimierzowi Sapiezie hrabi na Bychowiu, Dąbrowie y Zaslawiu, Wojewodzie Wileńskiemu, Hetmanowi W. X. Litewskiego, Wołpiańskiemu, Onikszczańskiemu, Łowaryskiemu, Rakańciskiemu etc, etc. Staroście, jako żarliwemu honoru Boskiego promotorowi. Istotne informacje zostały także zawarte w donosie Jana Kazimierza Brzoski, relacjach z przebiegu Sejmu 1688-1689 r., listach jezuity Ignacego Franciszka Zapolskiego (czytał on dzieło Łyszczyńskiego) do Jerzego Gengella z 1698 r., książce Janina, autorstwa Jakuba Kazimierza Rubinkowskiego z 1739 r., a także broszurach i gazetach (paryska "Gazette") wydawanych w 1689 r.

Bóg i chimera
Białoruski znaczek pocztowy z okazji 375 rocznicy urodzin Łyszczyńskiego

Łyszczyński, powtarzając ów pogląd za swymi nauczycielami, oddzielał świat rzeczywisty od świata nazw. Uznawał jednak, że oba te światy nie odpowiadają sobie całkowicie - nie każdej nazwie ("nomen") odpowiada bowiem byt istniejący realnie ("ens reale"). Ludzie używają wielu nazw, którym nie odpowiada żaden istniejący przedmiot, więc określają one tylko pewne twory umysłu, wyobrażenia, nazywane przez filozofa bytami umysłowymi ("ens rationis"). Za przykład takiego nierealnego bytu może posłużyć trójgłowe monstrum - chimera. Właśnie dlatego nazwał Łyszczyński Boga bytem chimerycznym.
Co ciekawe bardzo podobny pogląd odnajdujemy w pracach jezuity Jana Morawskiego - jednego z nauczycieli Kazimierza. Na swych wykładach w Kaliszu wspomniany zakonnik nauczał, jak należy odróżniać byty realne od bytów pomyślanych i chimerycznych. Co więcej jego ulubionym przykładem bytu chimerycznego był bóg. Morawskiemu nie chodziło co prawda o Boga chrześcijańskiego, który jego zdaniem istniał odwiecznie, ale o jakiegoś "boga stworzonego", czy "drugiego boga". Można więc powiedzieć, że Łyszczyński jedynie rozszerzył teorię swego mistrza, tak by obejmowała konsekwentnie wszystkie bóstwa, bez nielogicznego wyjątku.
Przyjęcie, że słowo "bóg" nie ma rzeczywistego odpowiednika prowadziło do następujących wniosków - pojęcie to zostało stworzone przez ludzi, a świat wcale nie pochodzi od Boga.
Nazwanie Boga chimerą (w czym niektórzy przeciwnicy Kazimierza chcieli widzieć przyrównywanie bóstwa do potwora) było przyczyną ogromnego oburzenia, wiele więc razy było cytowane. Podczas późniejszego procesu Szymon Kurowicz Zabistowski oskarżał Łyszczyńskiego, że ten nazywał Boga „chimerą, potworem, czczym bożyszczem, tworem człowieka, bytem chimerycznym" ("Chimaera, Monstrum, Numen inane, creatura hominis, ens Chimaericum"). Zapis bardziej oddający myśl filozofa znalazł się np. w rękopisie Uphagena: „Bóg nie jest twórcą człowieka, ale człowiek jest twórcą Boga, ponieważ uroił sobie Boga z niczego" ("Deus non est creator hominis, sed homo est creator Dei, quia Deum sibi finxit ex nihilo").
Większości argumentów Łyszczyńskiego za nieistnieniem Boga nigdy już nie poznamy, jednak zachowało się kilka ciekawych zapisów na temat wielkości jego dzieła:

Rękopis Uphagena
"...oskarżony napisał tom liczący 15 arkuszy, w którym z wielką pilnością argumenty zwalczające istnienie Boga z pogańskich i innych bezbożnych autorów wyszukał, zebrał i uzupełnił końcowymi wnioskami: Ergo non est Deus [a więc Bóg nie istnieje]. A czynił to nie w duchu dyskusji, lecz stanowczo i twierdząco, ponieważ stale powiadał: Nos Athei ita credimus, ita sentimus [my ateiści tak myślimy, tak sądzimy]".
Wypowiedź Jana Pieniążeka z 1 III 1689 r.
"Dowodzą tegoż ex Scriptis, że non dubitative [nie wątpiąco], lecz conclusive [wnioskująco] pisał, kiedy wszystkie argumenta na dwuchset sześciudzięsiąt w kartach wyrażonych tak konkludował: Nos Athei ita concludimus non - esse Deum, sed Deum esse Chimaeram [my ateiści stąd wyciągamy wniosek, że Bóg nie istnieje, lecz jest chimerą], ale nadto pokazują ręką jego napisaną konkluzję: Ego itaque probo et demonstro non esse Deum [Tak więc ja dowodzę i uzasadniam to, że Bóg nie istnieje]"
Kościół i społeczeństwo
Podobizna Kazimierza Łyszczyńskiego

Podczas procesu padały przeciw Łyszczyńskiemu oskarżenia, że nazywał on teologów „rzemieślnikami słów próżnych, wykrętnymi wężami, ślepymi, widzącymi ciemność zamiast światła, nie nauczycielami, ale zwodzicielami, nie filozofami, ale oszustami, obrońcami błędów głupoty i podstępów przodków" (Kurowicz Zabistowski). Filozof, jak zdradzają wcześniej przytoczone fragmenty jego dzieła, rzeczywiście miał o ludziach Kościoła zdanie bardzo negatywne, uważał bowiem, że wykorzystują oni naiwność ludzi prostych, by samemu sprawować władzę.
Pogląd ten Łyszczyński przyjął, o dziwo, również podczas studiów w szkole jezuickiej. Podczas procesu, jeden z posłów krakowskich stwierdził nawet, że to nie krytykowana przez zakon Akademia Krakowska, a ich własna placówka uczyniła z Kazimierza ateistę.
Jezuitą, którego prace tak wpłynęły na Łyszczyńskiego, był Adam Contzen. Zakonnik wyróżniał dwa rodzaje ateistów: pierwszych, którzy propagowali swe poglądy, oraz drugich, co prawda niewierzących, lecz wykorzystujących religię do własnych celów: "Drugi rodzaj ateistów tworzą ci, którzy sami wolni są od jakichkolwiek zabobonów, ale sądzą, że ludek powinien być ujarzmiany straszydłami czczych bożyszcz, więc dodają mu obrzędy do obrzędów i bóstwa do bóstw, bezreligijni założyciele rozmaitych religii ... zadaniem tych ludzi jako rozsądnych i mądrych było oszukiwanie ludu w sprawach religii ... to, o czym wiedzieli, że jest fałszem, narzucali ludowi — pod nazwą religii — jako prawdę".
W donosie na Łyszczyńskiego, jego sąsiad, Jan Kazimierz Brzoska pisał, że Kazimierz uważał za takich właśnie oszustów Mojżesza i Chrystusa. W swojej pracy Kazimierz korzystał też dzieł Giordana Bruna. Świadczy o tym chociażby użycie sformułowania "gaszenie światła rozumu" - bezpośrednio zapożyczone od tego myśliciela.
Łyszczyńskiemu nie odpowiadał też struktura ówczesnego społeczeństwa. Uważał, że lud jest ciemiężony, a tak być nie powinno. Podczas procesu, dnia 15 II 1689 r., przed królem i Sejmem, padły takie oto słowa oskarżenia: "[Łyszczyński jest] reus [winny] W. Kr. Mości laesae Mattis" [obrazy majestatu], reus blasphemiae [winny bluźnierstwa], bo krzywda Boska redundat [spada] na Namiestnika Jego". W donosie znalazł się zaś zapis: "świata całego Regimen [porządek] od samego P Boga in tot Classes Regnorum et Monarchiarum [na tyle królestw i monarchii] rozporządzone z[g]mat[w]ał y pomieszał z Gramentami, chcąc mieć Orbem sine Rectore, Urbes sine Praetore, Populum sine Principe, Templa sine Pontifice, capitolia sine judice [świat bez rządzącego nim Boga, miasta bez pana, lud bez władcy, świątynie bez kapłanów, trybunały bez sędziego]".
Wygląda więc na to, że Łyszczyński pragnąłby całkowitej przebudowy społeczeństwa.
Warto również wspomnieć, że filozof, nie uznając żadnych sił nadprzyrodzonych, cały świat i jego porządek wywodził z natury: „publicznie twierdził, że nie masz Boga ani takiey rzeczy, która by miała być Stworzeniem, ale że natura sama przezorna sukcesyą rodziła te wszystkie, co ie widziemy rzeczy; toż samo na piśmie ważył się napisać" (Janina, 1739 r.).

Proces

Łyszczyński pożyczył swemu sąsiadowi, stolnikowi bracławskiemu i łowczemu brzeskiemu, Janowi Kazimierzowi Brzosce sumę "stu tysięcy fortun". Dłużnik nie zamierzał jej spłacać. Znalazł więc sposób, dzięki któremu nie tylko nie musiał oddawać pieniędzy, ale mógł także liczyć na przejęcie części majątku filozofa. Wykradł Łyszczyńskiemu rękopis "De non existentia Dei" i książkę z uwagami na marginesach, a następnie doniósł na wierzyciela.
Pod koniec 1687 r. wojewoda wileński, Kazimierz Jan Sapieha uwięził Łyszczyńskiego, a następnie przekazał sądowi kościelnemu. Kazimierz został zamknięty w więzieniu biskupa wileńskiego, Konstantego Kazimierza Brzostowskiego.

Sprawa Łyszczyńskiego przed Sejmem

31 XII 1688 r.

Łyszczyński był sądzony na sejmie warszawskim rozpoczętym dnia 17 XII 1688 r. Gdański Recessus comitiorum Warsaviensium anni 1688 et 1689 podaje, że jego sprawę poruszano na dziewiętnastu sesjach. Po raz pierwszy poruszono ją 31 XII 1688 r., jego obrońcą był Ludwik Konstanty Pociej:

Kazimierz Łyszczyński, podsędek brzeskolitewski, został w czasie sejmu grodzieńskiego (od 27 stycznia do 5 marca 1688 r.) uwięziony przez pana biskupa wileńskiego, ponieważ był przez pewną osobę nazwiskiem Brzoska oskarżony o ateizm i o to także, że napisał na 13 arkuszach dzieło, w którym można znaleźć wiele okropnych bluźnierstw przeciwko Bogu, a wśród nich także i te słowa: Bóg nie jest twórcą człowieka, lecz człowiek jest twórcą Boga, ponieważ tworzy sobie Boga z niczego. To uwięzienie wydało się województwu brzeskiemu czynem bezprawnym i sprzecznym z kardynalnym prawem: Neminem captivabimus. W związku z tym województwo rekomenduje swoim posłom ten punkt, że nie powinni oni przystępować do rozpatrywania żadnych innych spraw, dopóki to nie zostanie naprawione. Zgodnie z taką instrukcją Pan Pociej , pisarz ziemski brzeski, uskarżał się bardzo mocno na duchowieństwo, twierdząc mianowicie, że zagraża ono wolności i dąży do wprowadzenia swego panowania i hiszpańskiej inkwizycji w tym kraju; toteż nie może tego uważać za nic innego, jak za zawieszenie na nitce miecza nad ich głową. Ostatnio duchowieństwo posunęło się do tego, że tylko na podstawie donosu jakiejś niepewnej osoby jednego z braci szlachty gwałtem zabrano z jego mieszkania, wrzucono do więzienia i obrabowano z dóbr ruchomych. Ponieważ zaś to przynosi uszczerbek ich wolności i jest całkowicie sprzeczne z prawami, więc nie chce on przystępować do żadnej innej sprawy, dopóki najpierw ta nie zostanie załatwiona.

Szlachta nie zgadzała się ze zdaniem obrońcy, niektórzy posłowie twierdzili, że przywilej Neminem captivabimus nie może dotyczyć kogoś, kto zaprzecza istnieniu Boga. Padły też wówczas stwierdzenia, jakoby Brzoska był uczniem (discipulus) Łyszczyńskiego i mógł potwierdzić swoje zeznania pod przysięgą. Pociej odpowiedział:

Nie mam zamiaru bronić ateizmu, ale kwestionuję sposób postępowania. Nie można nazywać świeżym przestępstwem, ponieważ owe dzieła zostały napisane wiele lat temu, a podsędek Łyszczyński może przedstawić świadectwa swego dobrego trybu życia i przystępowania w tym czasie do komunii świętej. Nie miał on żadnych uczniów, a Brzoska napisał na niego fałszywy donos z wrogości, zważywszy na to, że przed wielu laty był jego dobrym przyjacielem, teraz zaś, ponieważ ma mu zwrócić pewien dług, jest na niego zły. To zaś, co niegdyś przydarzyło się w związku z obrazą majestatu królewskiego, było tylko faktem."

Słowa obrońcy nie spotkały się z poparciem, a głos zabrał sam marszałek izby poselskiej, Stanisław Antoni Szczuka:

Chociaż mi mój urząd, który mi powierzono, nie pozwala przyłączyć się do żadnej z partii, to przecież nie mogę się teraz powstrzymać od udzielenia poparcia tym, którzy z prawdziwej bogobojności starają się walczyć o honor boski. Należałoby się bowiem obawiać, że Najwyższy obróciłby wniwecz wszystkie ich zamiary, gdyby pozostawiono bez kary bluźnierstwa przeciwko jego imieniu. Co zaś się tyczy tego, że podsędek nie miał żadnych uczniów, to przecież. przynajmniej jednego miał na pewno, tego mianowicie, który stara się go bronić.

Prof. Jan Hartman jako Kazimierz Łyszczyński prowadzony na śmierć

Pociej wnosił jeszcze o postawienie Łyszczyńskiego przed sądem sejmowym (coram ordinibus), w takim trybie rozstrzygania sprawa sądowa przekształciłaby się w polityczną, co dawałoby możliwość użycia liberum veto.
Ostatecznie odrzucono postulaty obrońcy i postanowiono, by Łyszczyński w ciągu czterech tygodni został postawiony ad Judicia Comitialia i wysłano w tej sprawie trzyosobową delegację do króla. Monarcha przychylił się do wniosku i pochwalił gorliwość posłów.

3 I 1689 r.

Dnia 2 I 1689 r. Pociej zgłosił protestację, zawieszającą działalność izby poselskiej, aż nie otrzyma satysfakcji za słowa, które zostały w stosunku do niego użyte. Wkrótce "udobruchano go łagodnymi słowy", biskup wileński Konstatny Kazimierz Brzostowski zapewnił, że Łyszczyński jest już w drodze z więzienia w Wilnie na sąd w Warszawie.

24-29 I 1689 r.

Dnia 24 I 1689 r. znów występował Ludwik Konstanty Pociej, sejm zwrócił się do króla z wnioskiem, "aby oskarżony — ateista został postawiony przed sejmem i żeby odbył się nad nim sąd". Nazajutrz o Łyszczyńskim wspomniał znów marszałek izby - prosił on króla, by pomścić bluźnierstwo.
Dnia 29 I wojewoda sieradzki Jan Pieniążek stwierdził, że obrady sejmu nie przebiegają źle, ponieważ Bóg pogniewał się i odmawia posłom błogosławieństwa. Postulował, by położyć kres ateizmowi (sprawa Łyszczyńskiego), herezji (sprawa Samuela Schelgwiga, teologa oskarżonego o wydanie w Gdańsku broszury zawierającej bluźnierstwa przeciwko Marii i obraza biskupa Kazimierza Opalińskiego, przez mieszczan toruńskich) i judaizmowi (bezprawne zakładanie szkół przez Żydów).

8-12 II 1689 r.

Dnia 8 II tak przemawiał biskup smoleński Eustachy Kotowicz h. Korczak:

W żaden sposób nie można pozostawić obrazy majestatu Bożego bez jej pomszczenia, tym bardziej, że niegdyś tak chwalono ów kraj: Jedynie Polska nie rodzi potworów. Teraz zaś należy jak najbardziej ubolewać nad tym, że taki okropny potwór się znalazł i dlatego trzeba nalegać, aby tak wielka zbrodnia nie pozostała bez kary. Już rozmaici ludzie są zarażeni tym ateistycznym jadem i jest rzeczą pewną, że przez tego bezbożnego człowieka więcej szkody poniesie kraj, niż zdołają zbudować gorliwi katolicy.

Dwa dni później Pociej znów domagał się rozpatrzenia sprawy na sejmie. W swym przemówieniu odnosił się krytycznie do kleru.
Odpowiedział mu biskup poznański, Jan Stanisław Witwicki, powtarzając za biskupem kijowskim, Andrzejem Załuskim, że sprawa powinna być sądzona przez sąd kościelny, a także wytknął Pociejowi błąd gramatyczny, z czego wyciągnął wniosek, że ten nie studiował teologii, a więc nie może wypowiadać się na tematy, na których się nie zna.
Słowa te obraziły przyszłego hetmana tak bardzo, że mimo prób uspokojenia go, doszło do tak dużej awantury, iż trzeba było przerwać obrady.
Dnia 11 II przemawiał biskup chełmiński Kazimierz Opaliński. Dziwił się, że tak przeciąga się sprawę o ateizm. Mówił także o sprawie protestu toruńskich luteranów, którym biskup odebrał wcześniej kościoły w Głębocinie i Rogowie. Opaliński uznał ów protest za obrazę boskiego majestatu. Jego wypowiedź była gniewna i gwałtowna, zwrócił się nawet bezpośrednio do monarchy: "Aut desine Rex esse, aut afflictos juva" ("albo broń skrzywdzonych, albo przestań być królem").
Słysząc te słowa, Sobieski rozpłakał się. Wojewoda bełski Marek Matczyński dobył szabli i ruszył w kierunku biskupa, jednak drogę zastąpił mu prymas Radziejowski. Wojewodę obezwładniono i zapytano, co chciał uczynić. Odpowiedział, że zamierzał obciąć biskupowi głowę i rzucić ją pod stopy króla, stwierdził też, że jeżeli biskup chce jeszcze cokolwiek powiedzieć, to nich mówi na kolanach. Wojewoda zawołał ponadto: "wszystkich biskupów należy wypędzić z Senatu i odesłać do Rzymu" ("pellendos esse ex Senatu et mittendos Romam").
Dnia 12 II marszałek znów poprosił króla o rozpoczęcie procesu Łyszczyńskiego. Monarcha postanowił, że ten odbędzie się w najbliższy wtorek.

Przebieg Procesu

15 II 1689 r.

Dnia 15 II, we wtorek, rozpoczął się właściwy proces. Pierwszy tego dnia przemawiał biskup inflancki, Mikołaj Popławski, domagając się pozostawienia sprawy Łyszczyńskiego sądowi kościelnemu, któremu sam przewodniczył i w którym sam wydał już wyrok skazujący. Powstał spór pomiędzy senatorami duchownymi, a świeckimi, którzy nie chcieli uznawać wyroku sądu kościelnego. Ostatecznie zdecydowano zacząć proces od początku.
W toku nowego postępowania, pierwszy głos przypadł oskarżycielowi - instygatorowi Wielkiego Księstwa Litewskiego Szymonowi Kurowiczowi Zabistowskiemu:

Przed czwartym monarchą polskim, szczęśliwie nam, a daj Boże jak najdłużej, panującym, w tych szrankach stawając, różne i prawa i uczynków, i cywilne, i najkryminalniejsze, których strach wspomnieć bo potopem krwi obywatelskiej okupione być musiały, ze stanowiska mojego odbywałem sprawy.
Teraźniejsza bogoprzeczna Atheistica, nigdy przedtem na świecie polskim, a bodaj potem niesłychana! stworzenia ze Stwórcą, w głowie mojej i ktokolwiek człowiekiem się mieni pomieścić się nie może, gdyż takiego potwora wzmianki nigdzie poszlakować ani się doczytać mogę, prócz o jednym u Gramunda atheiście Włochu Lucilius Vaninus nazwanym w parlamencie tolozańskim r. 1618 osądzanym i strasznie ukaranym.

A zatem jako w trudnej przeciw wyraźnemu prawu Boskiemu, przeciw samemu Panu Bogu sprawie, nie znajdując żadnej w krajowych ustaw księdze ani w statucie koronnym, ani Wielkiego Księstwa Litewskiego, przeciwko tak potwornemu ateisty twierdzeniu, że po ludzku rzekę, Boga obrony, czynię rekurs do prawa Bożego i chrześcijańskiej teologii [...]
Cóż tedy, może być jawniejszego i jaśniejszego nad to, że jest Bóg — pierwotny początek i samego Stwórca człowieka. A przecie znalazł się taki badacz majestatu, żal się Boże! w państwach Waszej Królewskiej Mości, a jeszcze w Wielkim Księstwie Litewskim, które od węgielnego kamienia wzięcia wiary świętej katolickiej żadnego dotąd ze krwi szlacheckiej, oprócz wędrownych z zamorza dogmatystów i pseudomagistrów, stolicy Piotrowej, a pogotowiu Panu Bogu przeciwnego nie miało! pierwszy to a bodaj ostatni na świecie polskim herezjarcha, który nie już myślą, bo przed sądem sumienia, gdzie idzie o urazę Boską, nawet myśl karać by potrzeba, nie słowem, luboć i słowo o Bogu wyrzec jest niebezpieczna, ale, co najboleśniejsza, bezecnym pismem; wyszukaną słów uszczypliwością z różnych autorów i zamorskich ateistów, pozszywanym, nie prostym lub przypadkowym twierdzeniem, ale zasiadłszy u pulpitu swojego, jako na katedrze zarazy przez dowody dialektyczne, wnioski, następstwa i wypadki, kładąc wprzód większe, z większego mniejsze, z mniejszego wnioski, na to się silił i rozum swój jako w alembiku dystylował, aby owodnie i do przekonania światu pokazał, czego pomyśleć i wspomnieć wzdraga się umysł, a pogotowiu wymówić usta chrześcijańskie i pogańskie drętwieją. Przecież stojący wśród zdumienia trwogi przed majestatem Boskim i namiestnikiem jego, Panem Miłościwym, nie moimi usty, ale ateisty zaraźliwą tchnąc parą, nie jako człowiek, ale jako potwór: a więc nie ma Boga — ergo non est Deus! Nie masz Pana ani na ziemi, ani na niebie? Straszna rzecz, Miłościwy Królu [...]
Skarżę się tedy, Najjaśniejszy Miłościwy Królu, na ateistę, którego nazwiska ludzkiego niegodne zbrodnie, nie wyjawiać by, ale zamilczeć należało. Nie chciałem imienia dla żalu wspomnieć i aby późna potomność nie wiedziała, że się znalazł w Ojczyźnie naszej taki, który samemu Panu Bogu nie przepuścił! Ale choćbym zamilczał okropną zbrodnię, nieme twory by ją wydały, a z przepisu prawa wykroczenie dla ukarania odkryć potrzeba. Przeprowadzam tedy przed Majestat Waszej Królewskiej Mości nieprzyjaciela Bożego, straszne dziwowisko i monstrum nigdy przedtem nie widziane, pana Kazimierza Łyszczyńskiego, podsędka brzeskiego, że śmiał na 265 kartach nie tylko Pana Boga ze strasznego i niedostępnego majestatu zepchnąwszy Chimeram, non ens vel Fatum zasadzić i Naturae naturatae regimen et ordinem nieba i ziemi przypisać, samego zaś Pana Boga urojeniem, potworą, czczą świętością, tworem ludzkim, wymarzoną a bytu nie mającą istotą — Chimerą, monstrum, numen inane , creaturam hominis , non ens chimaericum , tych zaś, którzy w Boga wierzą, niewolnicami Bóstwa, bałwochwalcami, stwórcami Boga Deicolos, idolatras, Dei creatores; nauczycielów zaś wiary świętej katolickiej jako to teologów — rzemieślnikami słów próżnych, wykrętnymi wężami, ślepymi, kłamiącymi, że ciemności widzą, nie nauczycielami, ale zwodzicielami, nie filozofami, ale oszustami, obrońcami głupstw, błędów i zastarzałych podstępów nazywając, niezliczonymi innymi bluźnierstwy przeciw Trójcy przenajświętszej, przeciw wcieleniu Pańskiemu, przeciw niepokalanemu dziewictwu błogosławionej Marii Panny, przeciw zmartwychwstaniu umarłych, bezbożnie zasromocił i piórem samego Lucyfera kłamliwie pisał i też pomienioną swoją księgę dogmatycznie, syllogistycznie, przeciwko bytowi i istności Boga tymi słowy ręką swą pisanymi konkludował: a więc nie ma Boga — Ergo non est Deus! A ja zaś powiadam: jest Bóg! a więc niech umrze ateista! [...]
Skąd się wiedzieć daje, że nic zgubniejszego nad zuchwałą naukę. Przywiodły go do tego pogańskie zaciekania, czytanie ksiąg od Kościoła Bożego zakazanych, przez różnych ateistów z piekielnej drukarni, konceptem samego Lucyfera, za morzem gdzieś wydanych, w których się tego doczytał. [...]
Niebo uczynił pustkami. Boskie miejsce zasadził chimerami dusze ludzkie rozumne i nieśmiertelne porównał z bydlętami, świata całego rządy od samego Pana Boga na tyle rodzajów, królestw i monarchii rozporządzone zgmatwał, pomieszał, chcąc mieć świat bez władcy, miasta bez zwierzchności, ludy bez wodza, kościół bez kapłana, urzędy bez sędziego. [...]
Nowy i Stary Testament za baśnie i wymiot jeden przez Chrystusa i Mojżesza zmyślony być nie wstydliwie udał i na tym stopniu, gdzie już dalej zawzięta na Boga złośliwość posunąć się nie mogła, nie skończył, ale rzucił się na bliźniego, zadając, jakoby tegoż co i on o Bogu rozumienia niektórzy teologowie być mieli, złośliwie pomówił i spotwarzył: jakoby piekłem lud pospolity, jako ojciec więc złe dzieci rózgą dla zawściągnienia tylko od występków straszyć, a czyśćcem dla swego pożytku grozić mieli. Pełen tych i tym podobnych bluźnierstw całe popisał ręką swą wolumina; z których piętnaście tylko seksternów żałobliwemu panu stolnikowi bracławskiemu dostało się, większa tego część, z księgami gorzej niż czarnoksięskimi, przy obżałowanym dotąd zostają, z których kogo ten jadowity mistrz uczył i których szkodliwej swojej nauki miał sequaces, sądownie odkryć powinien. [...]
Za tę więc tak szkaradną przeciw Bogu samemu popełnioną bezecną zbrodnię dopraszają się i urodzony instygator i donosiciel: aby najsroższe kary na winowajcę rozciągnąć i bez najmniejszego pobłażania wykonać. [...]
O wściekła i zajadła na Boga zawziętości, jużeś sobie aż nadto pozwoliła, miarę złości twej przebrała, kiedy ile kart, tyle ładunków, ile atramentu, tyle prochu, ile periodów, tyle kul, jednym słowem, ile wyrazów, tyle obelg na Boga wystrzeliła! A zatem nie mnie by na tym miejscu, ale Michałowi świętemu stanąć należało, a zawinąwszy się obosięcznym mieczem koło głowy ateisty, zawołać: Kto jak Bóg! ażeby natychmiast i po ateuszu i po sprawie było.

Podobizna Kazimierza Łyszczyńskiego

Łyszczyński przyznał, że skreślił wszystkie przedstawione mu pisma własną ręką. Następnie poprosił o obrońcę. W odpowiedzi król kazał instygatorowi zapytać Łyszczyńskiego: "Na co mu potrzebny obrońca? bo jeżeli chce go mieć do obrony ateizmu, to takiego nie znajdzie".
Kazimierz próbował dalej bronic się. Stwierdził, że dzieło tak naprawdę miało nazywać się "Dysputa, w której występuje ateusz, mający zostać przekonanym przez wiernego katolika" (Disputatio, in qua introducitur atheus a fideli catholico convincendus), a rękopis wykradziony przez Brzoskę, był jedynie częścią pierwszą, zawierającą argumenty ateisty. Mówił też, że pokazał swój rękopis znajomemu teologowi, który jednak odradził mu kończenie dzieła, dlatego też na ręce senatorów trafiły tylko twierdzenia bezbożne. Dalej Łyszczyński prosił także o doręczenie mu aktu oskarżenia na piśmie, tak by mógł spokojnie przygotować obronę.
Po naradzie z posłami i senatorami, król zgodził się przyznać Łyszczyńskiemu patrona (obrońcę). Był nim niejaki Ilewicz. Możliwe też, że Łyszczyński miał dwóch obrońców - Ilewicza i Witakowskiego.

16 II 1689 r.

Dnia 16 II obrońca Ilewicz dowodził, korzystając z argumentów zaczerpniętych z prawa cywilnego, "że sprawie nadano niewłaściwy bieg, ponieważ pogwałcono bezpieczeństwo i wolność szlachecką, biorąc Łyszczyńskiego do więzienia z domu — nie przyłapawszy go na żadnym przestępstwie i bez doręczenia mu pozwu". Komisja zdecydowała jednak, że postąpiono właściwie i nie ma przeciwwskazań, by sprawa toczyła się dalej.

17 II 1689 r.

Dnia 17 II głos zabrał pan Witakowski poruszając kwestię długu, jaki Brzoska zaciągnął u Łyszczyńskiego. Twierdził, że sam fakt złożenia donosu, który dłużnik złożył na wierzyciela, wynika jedynie z chęci zysku. W swojej argumentacji posługiwał się także prawem kanonicznym. "Opisanie sprawy JMP Brzoski łowczego brzeskiego o honor boski z p. Kazimierzem Łyszczyńskim podsędkiem brzeskim atheuszem w Polszcze na Seymie in a 1689 w Warszawie na wielu terminach magno motu agitowanej" przekazuje, że bronił on filozofa przez kilka godzin, aż zapadła noc.

18 II 1689 r.

Dnia 18 II instygator litewski powtórzył swoje oskarżenie. Po nim głos zabrał Ilewicz, a następnie replikował instygator (niektóre źródła podają, że był nim Jan Brzoska) i wiceinstygator Dionizy Romanowicz. W dalszej kolejności posłowie Komisji Sejmowej składającej się z "Panów Senatorów y Deputowanych do izby Poselskiey po Ośmiu z Narodów sześciu", złożyli przysięgę i zaczęli swoje przemowy.
Po powołaniu rzeczonej komisji wchodzący w jej skład biskupi jeszcze raz wnieśli o poddanie Łyszczyńskiego pod sąd kościelny, jednak ich wnioski znów zostały odrzucone.

19 II 1689 r.

Dnia 19 II swoje przemowy wygłaszali senatorowie świeccy. Tego dnia padł też wniosek przekazania sprawy Łyszczyńskiego pod sąd papieski, za pośrednictwem nuncjusza. Sprzeciwił się temu jednak Marek Matczyński. Później głos zabierał Andrzej Kazimierz Giełgud, pisarz litewski, który jako jedyny kwestionował prawomocność procesu i domagał się uwolnienia Łyszczyńskiego. Król nie zgodził się jednak z jego zdaniem. Przez kilka kolejnych dni proces nie posuwał się naprzód - było to spowodowane "niedyspozycją instygatora.

25 II 1689 r.

Dnia 25 II obrońca Łyszczyńskiego, Ilewicz oskarżył Brzoskę o potwarz i kradzież. Stwierdził ponadto, że nie kierowała nim religijna gorliwość, lecz chciwość. Bronił też Kazimierza przed zarzutem ateizmu, potwierdzając historię o niedokończonym dziele. Na to stanowisko instygator i wiceinstygator replikowali w ten oto sposób:

...zwalcza istnienie Boga, atrybuty Boga, wcielenie Zbawiciela, Dziewictwo Panny Matki Bożej, martwych zmartwychwstanie itd. itd. A czynił to nie w trybie problematycznym, lecz twierdzącym, i nie tytko przedstawiał cudze poglądy, ale wyrażał własną aprobatę dla tych poglądów. Wszystko pisał przeciwko Bogu, a nic za Bogiem. Wprawdzie oskarżony powiada, że nigdzie nie jest napisane: Ja, Łyszczyński ateista, ale wówczas, kiedy powiada: My, ateiści, to umieszcza siebie w ich liczbie, bo kto powiada ogólnie, to niczego nie wyklucza, a poza tym pisze w jednym miejscu: Tak jak ja teraz dowodzę, że Bóg nie istnieje, co nie może być rozumiane jako czyjeś inne, tylko jako jego własne zdanie. Gdyby on chociaż przynajmniej dodał jakaś jedną literę na początku lub na końcu, z której można by wywnioskować, że nie aprobował on przytoczonych przez siebie bluźnierczych argumentów. Ale tak jest na 265 stronach, które on bardzo gęsto zapisał — nie można znaleźć ani joty. A przecież czasu miał dosyć, jako że upłynęło już 15 lat od czasu, kiedy temu potępienia godnemu dziełu uczynił początek. I w ciągu tego czasu nigdy nie przejawił skruchy, dopiero teraz, kiedy pod wpływem przywiązania do słodkiego życia albo z lęku przed śmiercią znowu zaczyna wyznawać Boga ustami.

Rycina przedstawiająca Łyszczyńskiego
26 II 1689 r.

Następnego dnia instygatorowie odczytali fragmenty "De non existentia Dei". Po odrzuceniu wniosków obrońcy, Łyszczyński prosił jeszcze by zamknąć go w klasztorze, gdzie mógłby opracować pisemną obronę. Zaznaczył także, że jeżeli zostanie jednak uznany za winnego, to prosi by ulitowano się nad nim przez (słowa nieczytelne - być może chodziło o ścięcie) przed spaleniem ciała na stosie. Przystąpiono do głosowania.
Jako pierwszy swe zdanie wyraził kardynał Michał Stefan Radziejowski , arcybiskup gnieźnieński. Stwierdził, że mimo zręcznej obrony, wina Łyszczyńskiego jest oczywista, należy spalić go na stosie w miejscu, gdzie mogłoby to oglądać jak najwięcej osób. Po egzekucji, na jej miejscu winien stanąć pomnik będący przestrogą dla potomnych. Następnie przemawiali kolejni biskupi, jeden, po drugim stwierdzając, że filozof zasłużył na śmierć. Warto zwrócić uwagę, że podczas swojego przemówienia biskup poznański, Jana Stanisława Witwickiego wyjawił treść wcześniejszej spowiedzi Łyszczyńskiego.
Wszyscy biskupi zgadzali się co do winy, ale nie co do kary. Biskup kijowski, Andrzej Chryzostom Załuski chciał na przykład, by uprzednio spalić Łyszczyńskiemu rękę, potem jego całego i wreszcie wystrzelić prochy w powietrze. Biskup inflancki, Mikołaj Popławski postulował natomiast by męki Kazimierza skrócić ścinając go.
Znamy tekst wypowiedzi, chcącego zaostrzenia kary Załuskiego:

"Horret animus cogitare lingua loqui [Zgroza ogrania ducha na samą myśl i język, który ma to wypowiedzieć], Najjaśniejszy Królu, y łzami raczey nieszczęśliwość Oyczyzny Naszey, że takie wydała Monstrum, nad które y sama Afryka strasznieyszego producere [urodzić] nie może, opłakiwać. (...) Było takich dosyć, którzy tak żyli, jakoby Boga nie było, ale to czynili stąd, że go zapominali, ale go nie negowali. (...) Tu zaś directe petitur honor [bezpośrednio została zaatakowana cześć] Boga, przy którym umierać każdy nie raz, ale kiedyby Milion dusz miał, powinien by. Przed lat ośmnastą me presente [za mojej bytności] w Paryżu jeden z kalwinów z szaloney w błędzie swoim żarliwości, do Kathedralnego umyślnie przyszedłszy kościoła, czyniącego ofiarę kapłana in ipso actu [w czasie samego aktu] podnoszenia Hostii ciął z tyłu mniey szkodliwie w skuteku co do kapłana, ale bezbożnie w intencji co do ofiary. Widzieć było cały prawowierny Paryż dla jednego grzechu pokutujący. Rozpływało się serce z pociechy patrząc na zelum, [gorliwość] tego wielkiego Miasta przy honorze laesoe Divinae Majestatis [obrażonego Majestatu Boskiego]; naznaczono posty, publiczne modlitwy, na których popiołem głowy co żywo sobie posypywano. (...) Nie wspominam kary (...) jeżeli delicto poenae nie były commensuratae [kary nie były współmierne z przestępstwem], przecież były takie, nad które cięższych rozum ludzki wymyślić nie mógł. Tu nie kapłan ofiarujący impetitur [został zaatakowany[, ale sam Bóg tollitur [został unicestwiony], a co większa nie inconsiderate [bezmyślnie], ale ex deliberatione [po głębokim namyśle] na papierze ręka nieszczęśliwa wyraża to, na co sama fremit [wzdraga się] Natura. (...) O krzywdę Boga, który wszędzie jest, idzie. (...) Zapatruje się na nas cały świat (...) należy concludować słowy leges exercendae, rigor extenclendus [prawa mają być zastosowane w całym swoim rygorze]. Zgadzam się zaś in genere poenae [co do rodzaju kary] z Kardynałem Jego Mością Prymasem hoc adjecto [to dorzucając], żeby tak zbrzydliwe pisma wprzód ta nieszczęśliwa paliły raka, która je pisać odważyła się".
28 II 1689 r.

Dnia 28 II zakończono głosowanie. Większość uprawnionych opowiedziała się za karą śmierci i sprzeciwiła się wystawianiu pomnika, który wbrew pierwotnemu założeniu mógłby doprowadzić do rozpropagowania poglądów filozofa. Więcej problemu sprawił podział jego majątku, jedni chcieli by zarekwirować go i połowę przekazać donosicielowi, inni by zostawić go w rodzinie, a Brzoski, który zhańbił się donosicielstwem, w żaden sposób nie nagradzać.
Przeciwko karze śmierci głosowały tylko trzy osoby: Stefan Konstanty Piaseczyński, Andrzej Kazimierz Giełgud i Ludwik Konstanty Pociej:

Znalazło się także kilku takich, którzy sadzili, że oskarżony powinien być uwalniany od kary śmierci. Pierwszym z nich był pan wojewoda smoleński [Stefan Konstanty Piaseczyński], który stwierdził, że przede wszystkim nie widzi u oskarżonego zatwardziałości woli, zważywszy, że teraz wyznaje on, iż wierzy w Boga, a następnie z tego powodu, że się już dość nacierpiał w długotrwałym więzieniu, do którego bezprawnie go wtrącono.

Drugim był pan [Andrzej Kazimierz] Giełgud, pisarz litewski, który twierdził; że nie można wymierzać innej kary niż tę, która jest opisana w dekretaliach, i powinien tu być wydany taki wyrok, jaki sam Bóg wydał na przestępców: Nie chcę śmierci grzesznika, ale chcę, żeby żył i nawrócił się. Nie należy tego rozumieć tak, jak gdyby to była mowa tylko o życiu duchowym, zważywszy, że grzesznik powinien żyć w tym celu, żeby się nawrócić. Tym czasem po śmierci nie może już być żadnego nawrócenia, a zatem trzeba mu to umożliwić w tym życiu.
Pan pisarz brzeski [Ludwik Konstanty Pociej] również oświadczył, że należy Łyszczyńskiego uwolnić od kary śmierci, ponieważ nie udowodniono mu winy w sposób dostateczny. Ponieważ zaś duchowieństwo wykroczyło przeciwko kardynalnemu prawu, głoszącemu, że nie wolno uwięzić nikogo, zanim nie zostanie prawomocnie skazany, domagał się, aby przez nową cyrkumskrypcję przywrócona została wolność".

Warto wspomnieć, że osobom sprzyjającym filozofowi, tj. Pociejowi, a także jednemu z posłów krakowskich grożono podobnymi procesami.
Po zakończeniu głosowania król nakazał donosicielowi, by ten wraz z sześcioma świadkami, złożył przysięgę, że w domu Łyszczyńskiego nie znalazł żadnych nieprzedstawionych pism, a także że nie zataił niczego, co oskarżony mógłby użyć do obrony. Brzoska złożył ją 9 III.

6 III 1689 r.

Dnia 6 III biskup Załuski wygłosił następujące kazanie:

Rozpływay się we łzach Oyczyzno moja, Oyczyzno stąd naywięcey niesczęśliwa, żeś takiego wydała wyrodka, który śmiał rękę na Boga targnąć. Niech serca Nasze oczoma wypływają, aby się z niemi tak ciężki zatopił występek. Stąpcie góry, zakryjcie Polskę od zagniewaney słusznie twarzy Boskiey. Rozpuście Niebiosa wszystkie Catharacty Wasze, aby, tak sprosny grzech mógł się niemi obmyć. Rozstąp się ziemio, abyśmy na czas jaki, pokąd zakrwawionego, że tak rzekę, Serca Boskiego nie ulegniemy, ukryć się mogli…

10 III 1689 r.

Tego dnia zmuszono Łyszczyńskiego do zaprzeczenia swoim poglądom, akt ten został bardzo dokładnie opisany:

10 marca z rana wystawiono theatrum po prawej ręce wchodząc do kościoła Ś Jana przy filarze pierwszym od ołtarza wielkiego suknem czerwonym obite wyżej nad mężczyznę, postawiono krucyfiks y krzesło pod krucyfiksem. Na to theatrum wprowadzony obwiniony przez całą mszę przed krucyfiksem klęczał. Pasja śpiewana przede mszą, po mszy nieszpór, że się ta ceremonia przeciągnęła aż do trzeciej, bo samo kazanie, które miał x biskup inflancki.

Po kazaniu pontificialiter wyszli Jm Xdz biskup poznański y inflancki. Poznański siadł na zwykłym miejscu na dole niedaleko theatrum a Jm Xdz inflancki usiadł na owym krześle na theatrum , mając dwóch xięży towarzyszących mu. Tamże świece zapalono, dano P Łyszczyńskiemu y kartę, której treść jest następująca:

Revocatio publiczna athei

Ja, Kazimierz Łyszczyński, naynieszczęśliwszy niedawno z ludzi, który y onego szalonego, mówiącego w sercu nie masz Boga, niesłychaną lekkomyślnością y zaślepieniem umysłu przewyższywszy, poważyłem się naprzód powątpiewać, potem wiedzieć, y na ostatek pisać przeciwko Jesteństwa Boga albo egzystencji, którego chwalą nieba y ziemia, przeciwko Przenajświętszey Troycy y Człowieczeństwa P Naszego Jezusa Chrystusa y wcieleniu iego y przeciwko nienaruszonego Panieństwa Panny Boga Rodzice. To nie dlaczego inszego czyniłem, tylko abym tym bezpieczniey grzesząc na wielką niesprawiedliwość wyuzdał sumienie, zniósłszy grzechów sędziego Boga; gdy zaś lekkomyślną śmiałością nic nie dokazałem, ale y owszem widziałem, żem darmo tak usilnie pracował, jednak sprawiedliwym tegoż Boga wyrokiem w tey przewrotney nauce jestem znaleziony y sądzony, przekonany y potępiony na śmierć. Ale pokutą tak ciężkiego grzechu wzbudzony y iawnością Jesteństwa Naywyższego Boga przezwyciężony, chcąc duszę moią zbawić, według możności zgorszonych ludzi przeze mnie naprawić, w obecności Ś Rzymskiego Katolickiego Kościoła przed najwyższym Bogiem Trojakim w osobach a iednym w istocie, przed Jezusem Chrystusem moim y całego narodu ludzkiego odkupicielem, przed najświętszą y niepokalaną Boga Rodzicą P Marią y Całym Orszakiem niebieskim, przed naybłogosławiętszym Piotrem y Pawłem Apostolskimi Xiążęty, przed tobą, naywielebnieyszy Oycze, który do tey sprawy imieniem namiestnika Jezusowego naznaczony, na ostatek przed wszystkimi tu przytomnymi ludźmi y przed całym Chrześcijańskim światem, y następującą potomnością sercem skruszonym, ustami szczerymi, pokutuiącym zmysłem odprzysięgam tey niezbożney bezbożności, prydziesże oną potępiam, wszystkie moje błędy y pisma wyznawam y wierzę w Boga Oyca Wszechmogącego etc. Całe Credo, mówił.

Po tej wyraźnym głosem przez niego czynionej rewokacji y zmówionym Credo Im Xiądz Biskup mówiąc psalm cały Miserere mei, Deus, dyscypliną onego po odzieniu biczował. Dał rozgrzeszenie od więzów ekskomuniki i ateizmu (absolutio a vinculo excommunicationis et atheismo) y potem z theatrum zszedł. A P Łyszczyński miał mowę prosząc o złagodzenie sposobu, w jaki ma ponieść karę śmierci (clementiam in executionem). Uwięziony zatem znowu.

28 III 1689 r.

Dnia 28 III marszałek nadworny litewski, Jan Karol Dolski ogłosił wyrok, znany dziś z listów biskupa kijowskiego, Andrzeja Chryzostoma Załuskiego:

Dekret przeciwko ateiście Łyszczyńskiemu. Święty Królewski Majestat z senatorami i członkami Rady Koronnej i Wielkiego Księstwa Litewskiego zasiadającymi u jego boku, tudzież z posłami ziemskimi z narodów do sądów Jego Królewskiego Majestatu przydanymi, zważywszy, że Łyszczyński, oskarżany przez donosiciela, urodzonego Brzoskę, stolnika bracławskiego, wraz z sześcioma świadkami równymi mu urodzeniem przed delegowanymi z izby senatorów i przed sędzią ziemskim warszawskim o tak okropną zbrodnię, o bezecny ateizm przeciwko istnieniu Boskiego Majestatu i Trójcy Przenajświętszej, tudzież przeciwko najbłogosławieńszej Bogarodzicy Pannie Marii, obwinia się własną ręką w dogmacie na świat wydanym, raczył uznać, iż tenże obwiniony zasłużył na kary cięższe od kryminalnych, i zawyrokował co następuje: Naprzód, pisma ateistyczne tego oskarżonego, trzymane przez niego w prawej ręce na rusztowaniu wystawionym na warszawskim Rynku Starego Miasta, zostaną spalone przez kata, sam zaś Łyszczyński, wywieziony poza Warszawę, tam na gorejącym stosie żywcem spalony i w proch obrócony będzie.
Dla wykonania tego wyroku następnego dnia Święty Królewski Majestat z Senatorami i członkami Rady Koronnej i Wielkiego Księstwa Litewskiego, tudzież z posłami ziemskimi do sądu Świętego Królewskiego Majestatu przydanymi, odsyła strony do urzędu cywilnego Starej Warszawy, oskarżonego zaś tymczasowo do więzienia, w którym ma przebywać dopóki nie zostanie stracony.
Następnie, dobra skazanego mają zostać podzielone po połowie pomiędzy donosiciela i skarb państwa i ulegną konfiskacie z zachowaniem praw żoninych, nabytych przed wytoczeniem niniejszej sprawy. Dworek także, w którym skazany niegdyś mieszkał i w nim bezecne pisma zbrodniczą ręką kreślił, jako obłąkany warsztat, ma być z ziemią zrównany, ziemia zaś, na której stoi ten dworek, ma na wieczną rzeczy pamiątkę pozostać pusta i bezpłodna.
Donosicielowi wreszcie, urodzonemu Brzosce, stolnikowi bracławskiemu, zapewnia się wszelkie bezpieczeństwo na osobie, rzeczach, wszelkich dobrach ruchomych i nieruchomych, gdziekolwiek się znajdować będzie i ze względu na obecne jego powództwo przez wszystkich ma być respektowane.

Po jego odczytaniu biskupi Witwicki i Popławski zwrócili się do króla, by ten raczył złagodzić nieco karę. Sam Łyszczyński również poprosił jeszcze o skrócenie cierpień "szybkim cięciem miecza". Po naradzie z senatorami i posłami król wyraził zgodę.

Egzekucja

Egzekucja została zaplanowana na 29 III, jednak z uwagi na wichurę, która miała miejsce tego dnia i spowodowane nią zagrożenie pożarowe, zdecydowano się przesunąć ją na następny dzień.
Dnia 30 III 1689 r. wyprowadzono Łyszczyńskiego na szafot. Biskup Załuski dokładnie opisał co nastąpiło później:

Wreszcie wyprowadzono go na miejsce stracenia i okrutnie znęcano się najpierw nad jego językiem i ustami, którymi on okrutnie występował przeciw Bogu. Potem spalono jego rękę; która była narzędziem najpotworniejszego płodu, spalono także jego papiery pełne bluźnierstw i na koniec on sam, potwór swego stulecia, zabójca Boga i prawołamca został pochłonięty przez płomienie, które miały przebłagać Boga, jeżeli w ogóle za takie bezeceństwa można Boga przebłagać. Taki był koniec tego zbrodniczego człowieka, oby i jego zbrodni!, która — jak powiadają — zapuściła głębokie korzenie w umysłach niektórych ludzi i niewątpliwe wydałaby bujne owoce, gdyby ujawnienie tej hańby i straszne ukaranie nie unicestwiły ich jak zima.

Biskup nie wspomniał tylko, że przed spaleniem ciała odcięto filozofowi głowę.
Tego samego dnia zdecydowano zwrócić rodzinie Łyszczyńskiego majątek po nim.

O Łyszczyńskim za granicą

Sprawa Łyszczyńskiego budziła zainteresowanie nie tylko w kraju. Zwrócono na nią uwagę także w Rzymie, gdzie zainteresowała się nią inkwizycja (zniesiona w Rzeczpospolitej w XVI w.), a także we Francji, gdzie regularnie relacjonowano ją w paryskim tygodniku "Gazette".

Inkwizycja

O zainteresowaniu i udziale inkwizycji w procesie Łyszczyńskiego świadczy np. list nuncjusza papieskiego Giacomo Cantelmo do kardynała Alderano Cybo:

Warszawa, dnia 2.3.1689 roku

W przeszłym jeszcze roku podczas sejmu w Grodnie do biskupów i będącego tam nuncjusza doniesiono szlachcica litewskiego Kazimierza Łyszczyńskiego, sędziego brzeskiego, jako ateusza. Zwołani na ten koniec wszyscy biskupi postanowili uwięzić obwinionego i przepatrzyć jego pisma, których znaleziono gruby tom pisany jego własną ręką pełen bezbożnych wyrażeń przeciw bytności Boga, wcieleniu słowa, niepokalanemu poczęciu i podobnego brzmienia niektóre noty własnoręcznie na marginesie drukowanej książki przeciw ateizmowi heretyckiego autora Alstediusa. Gdy uwięzienie jego nastąpiło podczas zerwania sejmu, oddano go pod straż biskupa wileńskiego, któremu zlecono ciągnąć dalej śledztwo, które dla różnych przeszkód, wszczętych mianowicie przez przyjaciół i krewnych oskarżonego, wtenczas dopiero skończyło się, kiedy przeniesiony został do Warszawy. Tu na nowo badany zeznał, że chcąc przez zaprzeczenie bytności Boga przytłumić w sobie głos sumienia i pozbyć się bojaźni kary, żeby tym swobodniej wylał się na wszelkie nieprawości, przylgnął był całym sercem do tego, co napisał, lecz że od kilku lat zaczął żałować swych błędów. Po doprowadzeniu procesu do tego stopnia, oświadczyłem kilka razy na sessyach, na których zasiadał kardynał, prymas i biskupi, że podług wszelkiego prawa i praktyki przepisanej przez trybunał św. Inkwizycji, potrzeba koniecznie wziąć oskarżonego na tortury, żeby wyznał resztę prawdy i spólników, lecz chociaż wszyscy byli przekonani o potrzebie tego sposobu badania, utrzymywali jednak, że użycie jego sprawiłoby wielki hałas na sejmie, gdzie wielu, acz przeciwnych oskarżonemu, nie pochwalało uwięzienia przeciwnego prawu, które nie pozwala więzić szlachcica prawem nieprzekonanego. Gdyby tedy dowiedzieli się, że został wzięty na tortury, jeszczeby to bardziej oburzyło umysły, i tym sposobem oskarżony uszedłby kary. Dla tej przyczyny biskup sędzia tej sprawy, wydał wyrok, że oskarżony stał się winnym ateizmu, i że ma być wydany władzy świeckiej. Po odczytaniu wyroku na sejmie wszyscy senatorowie i posłowie, wyjąwszy kilku, zgodzili się na to, aby był żywcem spalony. Lecz co się tyczy wykonania, trzeba czekać ostatniej narady, na której król ma dać swe przyzwolenie. Sądziłem, że było moją powinnością uwiadomić W. Eminencję o tym wypadku.

Dalsze informacje przekazuje także korespondencja biskupa Załuskiego:

Następnie sądzona była bezbożność Łyszczyńskiego i wydano wyrok śmierci na ateistę, który sobie zasłużył na tysiąc śmierci. Z tej okazji — jako że rozpatrywanie tej sprawy uzurpował sobie sąd świecki — nuncjusz Cantelmo zwołał biskupów na sesję do swego pałacu, mimo daremnego sprzeciwu biskupa płockiego Dąmbskiego, który wręczył innym biskupom listy kwestionujące władzę nuncjusza, a w szczególności jego prawo do zwoływania innych biskupów, jako że prawo to przysługuje wyłącznie Prymasowi. Na tej sesji nuncjusz, ze łzami w oczach, zaklinał zebranych biskupów w imieniu papieża: żeby nie dopuścili do przekazania sprawy dotyczącej religii sądowi świeckiemu. Jeżeli na to zezwolimy, utracimy nasze przywileje; wielkim uszczerbkiem dla naszych przywilejów było to, że wyrok wydany przez biskupa inflanckiego nie został nawet odczytany. Podjęto bowiem decyzję, żeby wróg Boga i natury sądzony był zgodnie z prawem kryminalnym, i tak uczyniono. A arcybiskup lwowski powiedział, że skoro oskarżony bezbożnik sam w testamencie wyraził życzenie, żeby go pochowano na publicznej drodze, jest rzeczą słuszną, żeby na publicznej drodze został spalony i nie miał żadnego pogrzebu. A ordynariusz miejsca uznał za stosowne, żeby odprawić publiczne modły dla przebłagania Majestatu Boskiego.

Ostatecznym dowodem na udział inkwizycji jest fragment rewokacji, którą kazano odczytać Łyszczyńskiemu dnia 10 III 1689 r.: "przed tobą, naywielebnieyszy Oycze, który do tey sprawy imieniem namiestnika Jezusowego naznaczony". Fragment ten świadczy, że biskup inflancki Mikołaj Popławski był mianowany bezpośrednio przez papieża Innocentego XI prefektem Kongregacji świętej Inkwizycji. Ludwik Konstanty Pociej nie pomylił się więc twierdząc, że duchowieństwo "dąży do wprowadzenia swego panowania i hiszpańskiej inkwizycji w tym kraju".

Francuska "Gazette"

Sprawa polskiego filozofa była relacjonowana w numerach 11, 12, 13, 14 i 17 paryskiego tygodnika z 1689 r., mniej więcej z miesięcznym poślizgiem:

  • Wiadomości z 4 II, wydana 19 III (nr 11): "Uwięziono szlachcica oskarżonego o ateizm i był przesłuchiwany przez Sejm. Wyznał on już, że napisał kilka pism i nawet, że miał zwolenników"
  • Wiadomości z 25 II, wydana 26 III (nr 12): "Sesja Sejmu rozpoczęła się dziś wczesnym rankiem, aby sądzić szlachcica oskarżonego o ateizm. Dano mu czas na przygotowanie odpowiedzi"
  • Wiadomości z 4 III, wydana 2 IV (nr 13): "Dnia 26 ubiegłego miesiąca zajmowano się w dalszym ciągu procesem szlachcica oskarżonego o ateizm. Na obronę swoją nie mógł on przytoczyć nic więcej jak tylko to, że miał zamiar obalić wszystkie te zdania, które napisał, i że ten projekt zostałby znaleziony między jego papierami, gdyby ten, który go oskarżył, nie przywłaszczył ich sobie i nie zniszczył. Zarządzono, aby oskarżyciel złożył wraz z siedmioma świadkami przysięgę, że nie ukrył żadnego rękopisu. Ten sposób składania przysięgi jest czymś haniebnym w tym kraju i przynosi rodzinie oskarżyciela wielki wstyd. Przestępca został skazany na ścięcie, ale najpierw pisma jego trzymane przez niego w prawej ręce zostaną spalone i ręka zostanie odcięta. Oskarżyciel został skazany na zapłacenie grzywny za uwięzienie szlachcica przed osadzeniem go, ponieważ taka praktyka jest sprzeczna z prawem"
  • Wiadomości z 11 III, wydana 9 IV (nr 14): "Wczoraj szlachcic, któremu udowodniono, że był ateistą, wyprzysięgał się publicznie swoich błędów wobec biskupów, na szafocie w kościele świętego Jana, w obecności Króla, Królowej i licznej świty. Błagał, aby oszczędzono mu tortury ognia, ponieważ lęka się, że ból mógłby go wtrącić w zwątpienie. Dano mu jego pisma, aby odczytał je na głos, ale nie mógł kontynuować i reszta została odczytana przez jakiegoś księdza"
  • Wiadomości z 1 IV, wydana 30 IV (nr 17): "Dnia 28 ubiegłego miesiąca szlachcic, któremu udowodniono, że był ateistą, został przyprowadzony do Senatu, gdzie usłyszał odczytany wyrok skazujący go na własnoręczne spalenie własnych pism, po czym miał zostać spalony żywcem, Wyznał, że nie może uskarżać się na surowość swych sędziów, ponieważ zasłużył na karę jeszcze hardziej surową; jednakże mimo to prosi Króla i Senat, aby zechcieli złagodzić karę, aby nie wtrącić go w zwątpienie. Przyznano mu łaskę, że po spaleniu swych pism zostanie ścięty przed rzuceniem ciała w ogień. Egzekucja miała nastąpić dnia 29 , jednakże z powodu bardzo gwałtownej wichury, która mogła wywołać pożar w mieście — gdzie domy są w większości drewniane — trzeba było odłożyć ją do dnia następnego. Wprowadzono go na szafot, spalił swoje pisma, następnie odcięto mu głowę i rzucono go na stos"